Pomyśleliście kiedyś, jak by to było fajnie, gdyby w Lightroomie nie trzeba było łapać myszką drobnych suwaczków, a potem próbować je przesuwać o te potrzebne 4 punkty, gdy one najchętniej skaczą po 20? Gdyby nie trzeba było szukać narzędzi w kolejnych zakładkach, które oczywiście zawsze gdy są potrzebne znajdują się gdzieś pod krawędzią ekranu? Gdyby zamiast skomplikowanych skrótów klawiaturowych były po prostu „skróty” jednoklawiszowe? I żadnego szukania właściwej pozycji w menu kontekstowym? A edycję RAW-ów robiłoby się tak, jak się pisze na klawiaturze: bezwzrokowo, nie odrywając oczu od zdjęcia?
Jeśli tak, to mam dobre wieści: da się. Dostałam ostatnio do przetestowania specjalną klawiaturę dla fotografów: konsolę do obsługi Lightrooma, Aurora HDR, Premiere Pro i trochę też Capture One. Nazywa się Loupedeck+. No i muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie rozczarowana: jako zdeklarowana nie-gadżeciara spodziewałam się zbędnego klamora, który ma tylko szpanować na biurku. A jest… ciekawie. Szczegóły w dużym i gęsto ilustrowanym tekście na Fotezji. Może jednak klawiatura fotograficzna to praktyczna rzecz, choć brzmi dziwnie?