Między fotoamatorem a statystycznym użytkownikiem smartfona zieje przepaść. Różnica nie w sprzęcie, on jest wtórny wobec sposobu jego użycia. Różnica w tym, co się chce pokazać. Wszystko sprowadza się do strony obiektywu: ustawiasz się przed nim, czy jesteś za nim?
Selfie to nie jest wzbogacenie pejzażu o autoportret. Selfie to demonstracja: ja jestem tutaj! I „ja” jest znacznie ważniejsze od „tutaj”. „Tutaj” jedynie służy podkreślaniu ważności i atrakcyjności „ja”. Tło ma być identyfikowalne – w końcu chodzi o to, żeby było widać, że właśnie jestem w takim fajnym, znanym miejscu, jest mi bardzo fajnie i wszyscy powinni mi zazdrościć. Fajność miejsca jest tworzona przez ikoniczność tła – znany, charakterystycznych widoczek wystarczy, aby zademonstrować, gdzie się było. „Jestem tym, gdzie jestem”. Także – z kim jestem. Fotoamator pokazuje świat, autor selfie pokazuje siebie, ale właściwie nawet nie tyle pokazuje, co buduje siebie poprzez pokazywanie, gdzie jest. To jest ta fundamentalna różnica: chcesz coś opowiedzieć o świecie czy obrazkami budować ego?
Choć i jedna, i druga grupa produkuje obrazki, oglądane później głównie w internecie, to niewiele mają one ze sobą wspólnego, także pod kątem potrzeb sprzętowych. Smartfon, zwłaszcza na selfiesticku, jest optymalnym narzędziem do selfie. Żadne kompakty, bezlusterkowce, lustrzanki, inne ogniskowe, tryby tematyczne i manualne nie są tu do niczego potrzebne. Nikon swoim Nikon selfiestick N-MP001 traci tylko czas i zasoby – nie przyciągnie pstrykaczy selfie do coolpixów, Nikonów 1, DX-ów ani FX-ów.
Na dwóch ostatnich fotowyprawach (Santorini i Wenecja) nasza grupa była w zdecydowanej mniejszości, kierując obiektywy od siebie. Oczywiście, jesteśmy mniejszością. Jeden z uczestników fotowyprawy do Wenecji (pozdrowienia dla Mikołaja) opowiedział, jak to często przy pokazie fotografii z podróży znajomi pytają się go: „No dobrze, ale gdzie Ty jesteś na tych zdjęciach?”. My nie jesteśmy na zdjęciach, my jesteśmy w zdjęciach. Jesteśmy w tym, co pokazujemy i jak to pokazujemy. „W każdym zdjęciu jest dwóch ludzi” – nie musi ich być widać, ale to zdjęcie mówi o nich.
Górne zdjęcie to przełęcz Giau w Dolomitach, później Burano i wreszcie ja podczas testów heavy duty selfiesticka marki Gitzo/Manfrotto.