Mówi się, że aby kogoś zrozumieć, trzeba pochodzić w jego butach. Metaforycznie, rzecz jasna. To samo odnosi się do fotografii. I może być odpowiedzią na jakże często spotykane zdanie: „Nie rozumiem tego rodzaju fotografii, nie kumam, nie wiem, o co w niej chodzi”. Bardzo konstruktywną odpowiedzią.
Jeśli nie rozumiesz jakiegoś rodzaju fotografii; jeśli inni się nią zachwycają, a ty nie wiesz dlaczego – spróbuj zrobić zdjęcia właśnie tego typu. Nie muszą być jakieś genialne i nie musisz ich nawet pokazywać tym „innym”, którzy się zachwycają oryginałami. Zrób je dla siebie.
Na początek może to być próba prostego skopiowania pomysłu i wręcz kadru – nie ma się czego wstydzić, kopiowanie przez długie wieki było uważane za doskonałą metodę uczenia się sztuki, a w Azji jest tak rozumiane do dzisiaj. Zrób takie zdjęcie, jakiego nie rozumiesz, możliwie zbliżone do oryginału. Potem zrób drugie i jeszcze kilka, i następne. Kopiuj, modyfikuj pomysły, twórz własne w tym samym stylu. A potem… nastąpi ta chwila, kiedy zrozumiesz. Nie licz na napis ognistymi zgłoskami na niebie – zrozumienie niekoniecznie musi być zwerbalizowane. Ale będziesz wiedzieć: „To niezrozumiałe zdjęcie udało mi się lepiej, a tamto nie bardzo”. To znaczy, że przestało być niezrozumiałe.
I nagle może się okazać, że dostrzegasz też nowe możliwości w fotografii, jaką uprawiałeś do tej pory. Horyzonty się poszerzyły – i to we wszystkie strony jednocześnie. Wejście w cudze buty to sposób na otwarcie sobie oczu – a jak powszechnie wiadomo, z porządnie otwartymi oczami widzi się lepiej. To też dobra metoda na przezwyciężenie różnego rodzaju kryzysów twórczych, bo zmusza do szukania nowych dróg w kierunkach, w których wcześniej widziało się tylko kompletną dzicz i chaos. A potem świat się robi bogatszy.
Powyżej punkt kulminacyjny moich poszukiwań w dziedzinie fotografii minimalistycznej: czarny kamień na białym tle.