Warto się przewrócić

Nie da się nauczyć fotografii bez wywrócenia się… Czy raczej nie da się nauczyć jeździć na rowerze bez zmarnowania paru kilometrów kliszy? Jakoś tak to szło. W każdym razie było o tym, że w naukę wpisane są też niepowodzenia, błędy i porażki. Inaczej się nie da. Uczymy się na błędach i przez błędy. Jeśli dopiero zaczynamy coś robić, to bez trudu akceptujemy te niepowodzenia. Wiadomo – dopiero się uczymy, jesteśmy zieloni jak trawka na wiosnę, mamy prawo wszystko knocić. Mamy do tego prawo także we własnych oczach.

Im więcej umiemy, im dłużej się czymś zajmujemy, tym bardziej nam zależy na samoocenie. To jest całkiem naturalne. Jak już się za coś zabraliśmy, to po 10 latach chcemy móc powiedzieć, że jesteśmy w tym co najmniej nieźli. Także, a być może przede wszystkim – powiedzieć to patrząc w lustro.

I tu się zaczynają schody. Bo im bardziej chcemy być dobrzy w tym, co już umiemy, tym mniejsza chęć do popełniania błędów, uczenia się na błędach, a więc – uczenia się w ogóle. Coś nam po tych 10 latach wychodzi? To trzymamy się tego kurczowo, coraz niechętniej wychylając poza opanowane terytorium. A bez chęci do popełniania błędów nie ma mowy o uczeniu się nowych rzeczy.

Jakoś jestem przekonany, że prawidłowość, że młodzi się uczą, a „starego psa nowych sztuczek się nie da nauczyć” nie ma wiele wspólnego z wiekiem metrykalnym, tylko właśnie z gotowością do zaakceptowania porażki. Uczyć się nowych rzeczy to przyznać, że się czegoś nie wie. Dla młodego to naturalne, dla osoby dojrzałej, poważnej, z dorobkiem – kto to widział?!

Jak widać przestałem Was męczyć poszukiwaniem granicy między amatorem a profesjonalistą, teraz będzie krótki cykl o samorozwoju. Niewykluczone, że przestanę też Was straszyć robalami 🙂

  1. Coś w tym jest. Lepsze wrogiem dobrego. Jeżeli dojdziemy do jakiegoś poziomu to chęć eksperymentowania i próbowania nowych rzeczy idzie niestety wpisssdu. Tym bardziej, że o ile sami jeszcze jesteśmy w stanie zaakceptować część błędów to środowisko im jesteś lepszy tym bardziej te błędy wytknie 🙂

    1. No i oczywiście dochodzi lęk przed opinią środowiska – bo początkujący żadnego środowiska nie ma i nawet nie wie, kto miałby go wyśmiać 🙂

      1. Tak z tego co pamiętam było mi najlepiej. Gdy środowisko znalazłem to wszystko było nowe, świeże, niesamowite.. Wszystkie sztuczki jakie pokazywali były jak puzzle do ułożenia czegoś wielkiego, pięknego i z ogromną pozytywną energią. A teraz dupa. Pozostało rozdawać puzzle. :/

        1. Środowiska z natury są konserwatywne. Bez uprzejmego zignorowania środowiska trudno podskoczyć powyżej ustalonego standardu 🙂

      1. Na pewno nie. Chodzi o ludzi. Czuję fotografując, że są coraz bardziej skłonni do eksperymentowania ale to jeszcze nie ten etap. Chociaż sam nie wiem jak bym się zachował przy propozycji sfotografowania „nocy poślubnej”. Pewnie bym musiał najpierw przećwiczyć to na kilku parach ;>

        1. Ale to nie jest fotografowanie nocy poślubnej. To jest specjalnie aranżowana sesja w dzień po ślubie, która jest stylizowana glamourowo, a nie akcja na żywo z nocy poślubnej 🙂

  2. Nie znam perfekt angielskiego.
    Czyli można by powiedzieć, że sesja narzeczeńska po ślubie. ;} W Polsce … na poprawinach … kto by dał radę … ;>

    1. Dla mnie najciekawsze tam nie są zdjęcia, ale ta dyskusja (w tym linku autorka się broni przed środowiskiem). I tam środowisko mówi, że tak nie wolno fotografować, że to jest szkodliwe dla wszystkich ślubnych i że ta fotografia musi natychmiast umrzeć (” it needs to die. It needs to die now.” – http://fstoppers.com/why-morning-after-boudoir-photography-is-absurd-nsfw ). Zdjęcia jak zdjęcia, ale reakcja środowiska jest interesująca.

      1. Heh. A co to kogo obchodzi co kto foci… Jak na moje oko oby więcej świeżych pomysłów i realizacji. To rozwija i nie jest nudno. Widocznie środowisko obawia się konkurencji i wtedy wszystko będzie na „NIE!”. Dobrze jest. 🙂

  3. Fajne jest to zdjęcie przy lodówce. Ja mam takie same umięśnienie jak ON, ale niżej. Dzięki lodówce.
    A poważnie mówiąc ciekawe jest takie światło wychodzące z lodówki, komórki lub laptopa. Dawniej szczytem romantyki było zdjęcie przy świeczkach, teraz przy małym LCD.

  4. Te 10 lat (świadomego fotografowania przyrody) to jeszcze przede mną. Czyli jeszcze nie dojrzałem, ale ponieważ jestem juz po połowie, to coś napiszę.
    Uczenie się na własnych błędach jest jakby wpisane w każdy rozwój, ale bez przesady − lepiej uczyć się na pracach mistrzów. Nie powielać, ale jednak uczyć się, zwłaszcza korzystania ze światła ( u mnie zawsze zastanego) i kompozycji.
    Ale za najważniejszą rzecz w rozwoju uważam rzetelną samoocenę swoich zdjęć.
    Samoocenę, poleciłbym zawsze na pierwszym miejscu każdemu − i początkującemu amatorowi, i jeszcze bardziej uznanemu artyście (prawdziwy Artysta ma to chyba zawsze). Żeby nie popaść w depresję, to raz na tysiąc (u słabszych psychicznie niech będzie raz na sto, ale z dojrzewaniem coraz rzadziej) dobrze jest wpaść także w samozachwyt. Nie szkodzi − na drugi dzień to mija. Zachwyty czy ostra krytyka oglądających nasze zdjęcia nie powinny być windowane zbyt wysoko jako czynniki rozwoju, bo będzie wtedy rozwój „pod publiczkę”.

    A wracając do nauki na własnych błędach, to też mi się to od czasu do czasu zdarza, kiedy nękam siebie eksperymentowaniem z trudnym światłem − np. w ciemnym lesie (wyłapując przenikające gdzieniegdzie światło) w pochmurny dzień, w bezchmurną noc do godziny po zachodzie słońca, z ostrym słońcem po deszczu, pod słońce. Najczęściej kończy się to porażką, ale pojedyncze udane zdjęcia bardzo stymulują. Wystarczyłoby nawet jedno na sto. I nic sobie nie robię wtedy ze starego zalecenia nauczycieli fotografii − najpierw stwórz zdjęcie w swojej głowie, a dopiero potem naciśnij spust migawki. Jak już się nauczę trudnego światła, to pewnie tak będę robił.

    1. Aleksandrze, mógłbyś napisać następny odcinek tego minicyklu, bo z tą autokrytyką i autoanalizą to antycypujesz kolejny wpis 🙂

      1. Piotrze, dziękuję, ale nie. Może jak ugruntuję swoje doświadczenia, ale to raczej potrwa − za długo czekać. Na razie im więcej fotografuję, tym mniej pokazuję (tzn. co nieco w bardzo wąskim gronie), nic nie daję do Internetu, zaniedbałem nawet własną stronę. W tej sytuacji pisząc na zadany temat pewnie zniechęciłbym niektórych fotoamatorów do fotografowania.
        I przy tym wszystkim równocześnie wpadam w zachwyt… oglądając Mistrzów światła i ekspresji w fotografii przyrody (współczesnych wg mojego klucza, i to wcale nie amerykańskich – nie lubię ich kolorów i dosadności). Nie chcę oczywiście moich Mistrzów naśladować, ale chcę nasiąknąć ich twórczością w aspekcie estetyki i impresyjności fotografii, zakodować to trwale w podświadomości.

        1. Och, wcale nie chciałem, abyś poczuł się zmuszany do pisania 🙂 Chciałem jedynie wyrazić, że zgadzamy się tak bardzo, że sam mógłbyś następny wpis wykonać, a ja bym się pod nim oburącz podpisał. Ale to tylko metafora 🙂

  5. Kolejne ciekawe szturchnięcie Piotrze.
    Z samorozwojem w fotografii jest chyba jak wszędzie – jak nie idziesz do przodu to się cofasz. Nie wiem jak będzie ze mną za parę lat – kto wie? Miałam niedawno okazję rozmawiać z fotografem o bardzo znanym nazwisku, prekursorem fotografii krajobrazowej. I co się okazało? Zatrzymał się w momencie wejścia fotografii cyfrowej. Sądzę, że pokonała go technika. Do tego stopnia, że przestał prawie zupełnie fotografować. To co można obejrzeć na jego wystawach i w publikacjach to zdjęcia sprzed jakiś 20 lat.

    1. A ja myślę, że technika była tylko wymówką, żeby przestać się zajmować czymś, co go przestało interesować. Cyfrowy aparat nie różni się aż tak bardzo w praktyce od analogowego, żeby się nie dało przestawić. Film jest płaski i zakładany przez klapkę z boku – w czym problem? Spust migawki jest gdzie był, kwestie czasu i przysłony się nie zmieniły. ISO i balans bieli może sobie zabić gwoździem na stałe, miałby jak przy filmie 😉 A tak nawiasem, co stoi na przeszkodzie, żeby nadal fotografować analogowo, jeśli ktoś chce?

      Istnieją też pisarze, którzy przestają pisać i malarze, którzy przestają malować. I przyczyną nie jest wtedy klawiatura i grafika cyfrowa, tylko niemoc twórcza. Przecież wciąż można pisać piórem, jak ktoś chce. Nawet wiecznym.

  6. Samorozwój coraz trudniejszy, chcę kupić dziecku prostą lustrzankę, ściągnąłem instrukcję, aby wiedzieć co i jak, a tu 324 strony do przeczytania. A to nie mówię o oprogramowaniu i zawartych w nim setkach trudnych do znalezienia funkcji. Przyjdzie dzień, gdy trzeba będzie wysiąść z tego pociągu. Ja jeszcze jadę, ale strasznie w nim trzęsie i zgrzyta.

    1. Tryb manualny, przysłona, czas naświetlania, ISO, balans bieli, wybór punktu ostrzenia – wszystko, co potrzeba. Cała reszta może w pewnych sytuacjach być użyteczna, ale z pewnością nie jest niezbędna do kreatywności.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *