Wakacyjnie: egzotyka to nie estetyka

Trochę pod wpływem napływających na DFV.pl zdjęć wakacyjnych, a trochę żeby takich zdjęć nie oglądać, zabloguję minicyklem wakacyjnym. Nie to, że wakacyjne zdjęcia są złe. Generalnie są takie, jak zdjęcia niewakacyjne – niektóre lepsze, inne gorsze. To, co je wyróżnia, to niewykorzystane okazje. Takie zdjęcia to często fajna inspiracja – ładne miejsce, tylko pojechać i zrobić ciekawe ujęcie. Ciekawe – czyli zupełnie inne niż to, które oglądamy. Bo autor oglądanego zdjęcia podczas robienia go wrócił do etapu radosnego pstrykania wszystkiego, co w obiektyw wpadło – z tych wakacyjnych emocji zapewne.

No dobra, nie wszystkie zdjęcia wyglądają jak szybkie MMS-y do rodziny. Tym bardziej mi szkoda tych, gdzie widać, że autor coś potrafi, był w interesującym miejscu, a wyszła z tego co najwyżej ilustracja do encyklopedii. Dlaczego tak się stało? Zgaduję, że zachwyt i emocje przyćmiły wiedzę i doświadczenie. Może uroda miejsc tak przytłoczyła, że umiejętności kompozycyjne spadły o połowę? A może po prostu wygrało przekonanie, że tu wszystko jest tak ładne, że każde zdjęcie będzie super. Niestety, egzotyka to nie estetyka, a piękne miejsca można fatalnie sfotografować. Albo przynajmniej przeciętnie. I wcale nie jest to trudne.

  1. Ja z wakacji 2010 pod względem zdjęć nie bardzo jestem zadowolony. Jedno zdjęcie tylko wrzuciłem z tego okresu, ale szybko usunąłem , bo nie było ciekawe (mimo, że nawet 4-kę za nie otrzymałem). Żałuję jednej dobrej okazji, źle wykorzystanej, mianowicie kitesurferów, których akurat było kilku, warunki im sprzyjały, piękne niebo, ale zawsze ktoś mi w kadr wlazł :/ Próbowałem ludzi pousuwać, ale z marnym skutkiem – może jeszcze się w to kiedyś pobawię… Zamiast podejść bliżej, to stałem jak osioł z dala od linii brzegu, ale cóż, wylegiwałem się 😉

  2. Jak będziesz kolejne wpisy ilustrował takimi fajnymi zdjęciami to jestem za minicyklem 🙂
    I możesz krytykować na DFV moje wakacyjne zdjęcia. Z ostatniego wyjazdu mam ich 1700 😀
    A temat jest ciekawy. Robię zdjęcia, jakie robię. Jak skądś wracam to po wrzuceniu na dysk i przeglądnięciu tych gigabajtów często jestem rozczarowany. Pojawia się jednak temat odbiorcy. Robić zdjęcia tylko dla siebie to też nie jest najlepszy pomysł. A mam sporo zdjęć, które podobają się tylko mnie. Chyba będę musiał bloga założyć 😀
    Wspomniany już przeze mnie w innym wpisie pasjonat fotografowania się na tle parlamentów nigdy nie powiedział, że te moje zdjęcia są dobre. „Andrzeja zdjęcia są takie inne” – usłyszałem ostatnio – „Takie jakieś fragmenty, szczegóły, na które nie zwróciłbym uwagi”. Dobre, ciekawe – nie, to nie to – „inne”.
    Moja żona, mimo że często mnie krytykuje, to jednak przyzwyczaiła się, że zdjęcie może być jako tako skadrowane, mieć jakieś kolory, nie mieć megaprzepałów itp. Większość jej kolegów z pracy wie, że bawię się trochę w fotografię, więc po jakimś wyjeździe w ciekawe miejsce przybiegają do niej ze zdjęciami na płytce, żeby jako „znawca” doceniła. A ona nie bardzo jest zachwycona i sytuacja jest dość kłopotliwa. Gość stoi nad nią i czeka na oklaski, a zachwycać się nie ma czym 🙂

    1. Mam tak samo Andrzej 🙂 ostatnio zachciało mi się szczerze mówić co myślę o zdjęciach i ludzie się na mnie poobrażali ;P

      1. Cóż, nie wszyscy dojrzeli do przeczytania/usłyszenia szczerej opinii nt. ich zdjęć.
        Ps. Jak już się trochę opstrykałam moim nowym aparatem, to się rozpadało:(

    2. „Jak będziesz kolejne wpisy ilustrował takimi fajnymi zdjęciami”
      A dziękuję 🙂 Zdjęcie mnie kosztowało jakieś 20 minut życia, bo najpierw przy tej studni fotografowała się rodzina, później przyszły dwie panie, rodzina poszła, ale wtedy wpadła wycieczka młodzieżowa i każdy musiał przy tej studni…

      „Pojawia się jednak temat odbiorcy.”
      Tak, wiem, Wzrokowiec też się na to skarży 🙂 Może rozwiązaniem jest realizacja zdjęć w kilku stylach: rodzinno-towarzyskim, autorsko-artystycznym i jeszcze jakiś, jeśli mamy inne grupy odbiorców. Może nie jest to szczególnie zabawne, ale jak ćwiczy giętkość estetyczną i elastyczność spojrzenia! 🙂

      1. Może rozwiązaniem jest realizacja zdjęć w kilku stylach: rodzinno-towarzyskim, autorsko-artystycznym
        No to nie poznałeś się na moim zdjęciu, do którego link wstawiłem przy okazji wpisu „Cud kontra ciocia”. To jest zdjęcie w kilku stylach. Masz na nim wszystko. Fotograf z Nikonem, amator zdjęć na tle parlamentu. No i sam parlament. Żeby nie było wątpliwości, że to zdjęcie artystyczne głębia ostrości jest ustawiona tak, że ostre są tylko włosy fotografa 😀

      2. „Zdjęcie mnie kosztowało jakieś 20 minut życia”
        Kto, jak kto ale Ty Piotrze powinieneś wiedzieć, że fotografia wymaga wyrzeczeń 😉

        1. No ja jestem gotów na większe wyrzeczenia, ale słyszałem, że przy typowych rodzinnych wakacjach 20 minut czekania na zdjęcie może być trudno negocjowalne.

      3. Druga połowa najpierw niecierpliwie drepce w miejscu, potem dyskretnie pyta: długo jeszcze? by warknąć: no chodźże już!!!

  3. Wakacyjna fotografia, to także sporo kompromisów. Na wakacje nie jedzie się zazwyczaj samemu, jedzie się większą grupa. Dlatego też nie zawsze jest tak jakby się chciało.
    Zazwyczaj pojawiają się jakieś „fotograficzne przeszkadzajki”.
    Na zdjęcia trzeba jeździć samemu lub z innymi pasjonatami 🙂

    1. „Na zdjęcia trzeba jeździć samemu lub z innymi pasjonatami”
      To prawda, ale nawet w ramach tego, co można zrobić, w wakacje jakoś ludziom poziom umiejętności fotograficznych i gustu spada o 10 punktów 🙂

  4. Z Nicei, z ktorej niedawno wrocilem nie mam ani jednego zdjecia godnego pokazania, co potwierdza dzisiejszy temat. No coz, albo nie chcialo sie targac statywu z hotelu, albo zbyt duzo ludzi wokolo, a w fotografi wiecej jak dwoje ludzi to juz tlum. Poza tym temp. 30 st. nie sprzyja natchnieniu artystycznemu. Ech, chyba pojde sobie pod most w Malmö i w chlodzie pstrykne jakis krajobrazik z Kopenhage w tle 🙂

  5. Ja to mam szczęście chyba! Po prostu lubię wcześnie wstawać i to mnie, jako fotografa, czasem ratuje na rodzinnych wyjazdach, bo moja rodzinka lubi pospać, oj lubi! Mam dobre światło i wycieczki nie wchodzą w kadr, bo jedzą śniadanie :-). Problem jest dla mnie co innego. Chcę fotografować jak najwięcej, a więc robię to szybko, trochę bez refleksji i nie mogę się oderwać od stylu „pocztówkowego” – wiele lat fotografii „rodzinnej” robi swoje. Na objazdach jest jeszcze gorzej, tu wczesne wstawanie nic nie daje, trzeba się dostosować, działać w tłumie – a tego nie znoszę.
    Fotografia wakacyjna jakoś tak szczególnie ciąży do pocztówek. Dochodzi także jeszcze wakacyjne lenistwo! Ale częściowo można z tym walczyć; mam na myśli dobre przygotowanie logistyczne wyjazdu, poczytanie o historii odwiedzanych miejsc, pogadanie z ludźmi, którzy tam byli przed nami. Wtedy przychodzą pomysły i refleksje. Najgorzej fotografować bezrefleksyjnie, nawet myśląc na wakacjach o doskonałej kompozycji itp.

  6. Hej , może trochę póżno , ale wróciłam z urlopu , czytam Wasze teksty zaległe i ten mnie bardzo rozśmieszył i zachęcił do opisania mojej przygody. Byłam między innymi w Austri w Kaprun. Sa takie miejsca gdzie stoi w ciekawych widokowo punktach urządzenie zwane aparatem i robi fotke , którą można sobie potem pobrac z internetu. Taki „Photopoint” znajduje się też na zaporze w Kaprun. Można sobie strzelić rodzinną pamiątkę ( wątpliwej jakości ale wszyscy razem) z pięknym widokiem. Ja z rodzinką też chciałam sobie skorzystać z tej „atrakcji”. Idąc do tego „point’a” zobaczyłam arabską rodzinę : pan arab i dużo pań z zakrytymi twarzami. Śmieszne bo wszystkie miały lustrzanki i robiły zdjęcia na lewo i na prawo. Ciekawe czy sobie w zakrytych twarzach tez. tego nie zauważyłam.

  7. ciąg dalszy: Panie te przeczytały tablicę „Photopoint” i co robiły?… nie , nie … nie ustawiły się do zdjęcia przodem do aparatu , a tyłem do widoczka , tylko odwrotnie. Panie te o wątpliwej inteligencji potraktowały to miejsce jako najlepszy punkt fotograficzny. I się zaczęło… 15 minut fotografowały widoczek , kwiatki w tym miejscu , choć obok było ich więcej i ładniejsze itd. Zaczęłam chrząkać , przytupywać, komentować po polsku , ale jakoś to nie wpłynęło na nie. Wreszcie się wkurzyłam ( bo istniało ryzyko zakrycia widoczka przez chmury) i po angielsku grzecznie zwróciłam im uwagę , ze chcę sobie zrobić w tym miejscu zdjecie. Panie oczywiście odeszły. Nacisnęłam odpowiedni przycisk na słupie , podeszłam do rodziny , odczekaliśmy określony czas , błysk i fotka gotowa do pobrania z internetu. A co u arabskiej rodziny , która stała osłupiała z boku?… arabska rodzina zrobiła głośne „aaaaa…” , a potem stanęli w odpowiednia strone i zrobili sobie zdjęcie .
    A wystarczyło zagłębić się troche w tekst , a nie ograniczyć sie tylko do czytania głównego napisu. Co niestety wielu sie zdarza 🙂

    1. Fajna historia z tym Photopoint. Swoją drogą dobry przykład do jakiej standaryzacji i wielkiej „uniformizacji” dochodzi w fotografii wakacyjnej.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *