Toskania? Morawy? Nieee, to taka wioska między Kielcami a Starachowicami. Na warsztatach świętokrzyskich do takich pejzaży mieliśmy jakieś 50 metrów: najpierw trzeba było wstać od stołu, po schodkach wyjść z jadalni, parę kroków przez podwórko, przejście przez asfaltową szosę i już jesteśmy na łące, z której rozpościerają się takie widoki. A nie było to wcale miejsce unikatowe. Gdy wróciliśmy do Wrocławia, w skrzynce czekał już mail od uczestników warsztatów, którzy mieli bliżej do domu: „Nam udało się trochę zboczyć z głównej drogi i jechaliśmy naprawdę ładnymi terenami, sporo różnych pól do fotografowania”.
Polska jest niedofotografowana. Pisałem już o tym i powtarzam się? Nie będę przepraszał. Wręcz przeciwnie – obiecuję, że będę do tego tematu wracał. Bo to trzeba powtarzać. Mamy wiele wspaniałych pejzaży, miejsc o fantastycznym wręcz potencjale fotograficznym, ale jakoś nie jesteśmy celem pielgrzymek fotografów z całego świata. Dlaczego? Bo za mało się chwalimy. I za mało fotografujemy polskie krajobrazy.