Odbicia, Szkocja

Pstryk i już

Tęsknota, żeby wszystko było łatwe, nie wymagało nauki, a trudne decyzje podejmował ktoś inny, jest tyleż powszechna, co zrozumiała. Teraz ktoś na tej tęsknocie postanowił zarobić. Relonch to najdziwniejszy biznes fotograficzny. Obiecuje właśnie spełnienie takiej mrzonki w wersji foto – nie musisz nic umieć, uczyć się, starać, a zrobisz codziennie jedno fajne zdjęcie. W sumie coś podobnego próbowali zawsze sugerować w swoich reklamach producenci aparatów, ale Relonch idzie na całość: naprawdę nie trzeba tu się uczyć i pracować nad zdjęciem, bo… po prostu się nie da.

Odbicia, Szkocja

Użytkownik usługi Relonch (bo to usługa, a nie produkt) dostaje aparat tylko z dwoma przyciskami: włącznikiem i spustem migawki. Nie ma nic więcej – nawet trybów tematycznych, możliwości użycia lampy błyskowej, nawet nie ma… ekranu LCD do obejrzenia wykonanego zdjęcia (tzn. LCD z pewnością jest, ale trwale zakryty futerałem). Aparat (prawdopodobnie bezlusterkowiec Samsung NX z obiektywem 30 mm f/2) jest zaszyty w skórzany futerał, spod którego wystają tylko dwa przyciski, wizjer i przednia soczewka obiektywu. Chodzimy z takim aparatem, pstrykamy, a co napstrykamy, jest automatycznie wysyłane do centrali firmy, gdzie oprogramowanie wybiera z każdego dnia najlepsze zdjęcia, które następnie automagicznie upiększa i odsyła klientowi. Co miesiąc dostaje się album ze zdjęciami z ostatnich 30 dni. Za to wszystko płaci się miesięczny abonament w wysokości 99 USD.

Nie ma potrzeby uczenia się obsługi aparatu, bo ona sprowadza się do włącznika i spustu migawki. Nie ma potrzeby rozumienia głębi ostrości, korekcji ekspozycji, poprawności naświetlenia, bo i tak się tego wszystkiego nie da zastosować. Wiedza o edycji zbędna z tego samego powodu. No i hit – nie trzeba wybierać zdjęć, bo sztuczna inteligencja Reloncha zrobi to za nas, a te wybrane obrobi i odeśle. I to jest pierwszy moment, gdy widzimy, co pstryknęliśmy.

Nie będę tłumaczył, czemu to nie ma prawa działać tak, jak Relonch obiecuje – bo to oczywiste. Ciekaw jestem natomiast, czy dużo znajdzie się osób, które chcą mieć zdjęcia, ale nie chcą ich robić. Robienie zdjęć to decyzje: od wyboru kadru i perspektywy (to częściowo Relonchem jest osiągalne, choć kadru ogniskową już nie przytniemy), przez kwestie punktu ostrzenia, głębi ostrości, jasności, czasu naświetlania, przez wybór najlepszego ujęcia po edycję, która ma podkreślić nasz sposób pokazywania świata. Same wybory, a najważniejszym z nich jest wybór najlepszego zdjęcia spośród tych, które zrobiliśmy. To nasz sposób widzenia świata, nasza wrażliwość, intencje powinny wskazać „zdjęcie dnia”. Nasze decyzje sprawiają, że fotografie są naprawdę nasze. Fotografie tworzy się decyzjami, a nie aparatem i Photoshopem.

Rannoch Moor, Szkocja

Oba zdjęcia powyżej z tegorocznej Szkocji. I oba nie miały nic wspólnego z Relonchem.

I jeszcze ciekawostka. W lutym jedziemy na Lofoty, a tydzień po nas w tym samym miejscu warsztaty będzie prowadził Art Wolfe. Szkoda, że się miniemy, byłoby fajnie mu powłazić w kadr. 😉

  1. Zgoda, Piotrze, ale to nie jest produkt (usługa) dla fotografów. To produkt dla „cykaczy-snobów”, którym zwykłe cykanie smarftonem wydaje się zbyt mainstreamowe i chcą troszkę zapozować na „fotografów z Leicą” 😉 Przynajmniej tak mi się wydaje, bo prawdę mówiąc nikt inny jako odbiorca nie przychodzi mi do głowy.

    Sam pomysł wydaje się absurdalny, ale nie takie absurdy już uznawaliśmy za normalność (choćby iPhone bez standardowych złączy i z tragicznie drogimi i niezgodnymi z niczym innym dodatkami – kto to kupi? miliony). Nie zdziwiłbym się, gdyby (nie w Polsce, oczywiście) na tego Reloncha rzuciły się rzesze tych, którzy do tej pory zerkali chciwie na lustrzanki entry level – a słyszeli od znajomych, że trudno nimi zrobić superaśne foty 😀

    Bo nie wszyscy pstrykają zdjęcia, by pokazać swoje wnętrze – pamiętajmy o tych, którzy po prostu sobie dokumentują różne zdarzenia czy miejsca.

    1. Zgoda, Piotrze, ale to nie jest produkt (usługa) dla fotografów.

      Z pewnością. Ja to widzę jako oferta dla tych, którzy chcieli robić dobre zdjęcia, ale nie chcieli się uczyć fotografii. No i teraz dostają wezwanie „Unleash your talent” za jedyne 99 USD miesięcznie. Z pewnością jest zapotrzebowanie na realizację potrzeby: „rób fajne zdjęcia bez uczenia się jak to robić”. Bardzo możliwe, że będą mieli sporo chętnych. I bardzo możliwe, że popłyną na rozjechaniu się obietnic z rzeczywistością.

  2. Nasze decyzje sprawiają, że fotografie są naprawdę nasze.
    – Piotrze, to Ty tak myślisz i nieliczni, dla których fotografia to proces twórczy. W dobie Instagrama i Fejsa nasze foty to te, które są na naszej stronie. A ile to roboty wybrać zdjęcie z telefonu, przepuścić przez kilka filtrów i jeszcze załadować do netu. Myślę, że usługa Relonch będzie rozszerzona o wrzucanie wybranych i obrobionych fotek na portale społecznościowe w imieniu „autorów”. Ale wygoda. 🙂

    1. Oczywiście. I z pewnością Relonch to nie jest oferta dla zaawansowanych fotografów, ale chyba jednak dla nie do końca dla pstrykaczy słitfoci. Jak ktoś pstryka selfie komórką i jest z tego zadowolony, to Reloncha nie potrzebuje. Warto poczytać te ich „opozycje” reklamowe na stronie – wyraźnie celują w osoby, które próbowały fotografii, ale ich skala trudności przerosła. Podejrzewam, że takie osoby ambicje, żeby fotografować sobie odpuściły, ale oczekiwania nadal mają wysokie – zwłaszcza że Relonch im obiecuje, że w końcu „uwolni ich talent” itp.

      W dobie Instagrama i Fejsa nasze foty to te, które są na naszej stronie.
      I zwłaszcza w dobie Pinteresta – moje zdjęcia są te, które wrzuciłem na swój profil, niezależnie od tego, skąd je wytrzasnąłem…

  3. Podejrzewam, że takie osoby ambicje, żeby fotografować sobie odpuściły, ale oczekiwania nadal mają wysokie – zwłaszcza że Relonch im obiecuje, że w końcu „uwolni ich talent” itp.
    ————————————
    A może Piotrze sprawa jest o wiele prostsza, nie chodzi o ambicje tylko np. brak czasu na opanowanie tajników fotografii.
    Nie wszyscy na tym świecie są nieambitni, ale jest dużo ludzi zapracowanych. Biznesmen może nie mieć czasu, ale jak jedzie obejrzeć Wielki Kanion Kolorado, to chce przywieźć z tej wycieczki coś w miarę przyzwoitego. Pożycza za małe pieniądze aparat z usługą, fotografuje, przynoszą mu do domu i jest zadowolony. Jego ambicje nie dotyczą po prostu fotografii, ma ambitniejsze cele. Fotografia jest tylko miłym przerywnikiem w codziennym stresie.
    Wydaje mi się, że taka usługa ma sens (także finansowy) niezależnie od tego czy fachowcy nazwą jej efekt kiczem, czy jakoś inaczej.

    1. Też może Relonchowi się trafić taka grupa. To się przekona o starej prawdzie, że jak chce się napić piwa, to nie trzeba kupować browaru. A jak chce się mieć ładne obrazki z różnych miejsc bez uczenia się fotografii, to prościej, taniej i skuteczniej jest kupić pocztówki i albumy.

      1. Pocztówki i albumy też można kupować, jedno nie wyklucza drugiego, ale jeszcze chodzi o przyjemność. Jak się kiedyś interesowałem minerałami to większą satysfakcję miałem ze znalezienia czegoś nawet małego osobiście, niż z kupienia wspaniałego okazu na giełdzie minerałów.
        A poza tym nie ma się co oszukiwać, Relonch jest tylko nadaniem odpowiedniego kształtu biznesowego sytuacji typowej.
        Z moich obserwacji wynika, że zdecydowana większość fotografujących/pstrykających i tak nie wykorzystuje żadnych nastaw. Mają włączoną pełną automatykę i tylko naciskają przycisk. Relonch realizuje to samo, tylko nieco śmiesznie: blokując dostęp do nastaw futerałem.
        A co przeciętny użytkownik aparatu robi po napstrykaniu się?
        Korzysta z automatycznego poprawiania w darmowym edytorze (Reklama: Jednym kliknięciem zamienisz swoje zdjęcia w dzieła sztuki) lub wysyła do labu z prośbą o korektę laboranta.
        Relonch to wszystko upraszcza i łączy w jednej usłudze. I tyle.
        Sądzę też, że bardziej ambitni fotografowie byli zawsze i dziś też są grupą raczej nieliczną i nic tu się raczej nie zmieniło.
        I mogą być dumni, że należą do jakiejś tam elitki 🙂

        1. Pocztówki i albumy też można kupować, jedno nie wyklucza drugiego, ale jeszcze chodzi o przyjemność.

          Pstrykać można sobie dalej dla przyjemności, ale Relonch obiecuje rezultaty. I jeśli rezultaty będą nie lepsze niż automatyczne upiększacze, to nie zyska klientów. Fakt, że upraszcza procedurę – automatyczny transfer zdjęć do obróbki i z powrotem do użytkownika (na telefon) to coś, czego aparaty dotąd nie mają – plus dla Reloncha. Ale jak nie będzie rezultatów lepszych niż ludzie są w stanie sobie uzyskać sami automagicznymi poprawiaczami, to ten plus im nie wystarczy.

          1. Mój znajomy fotografuje, ale brzydzi się wszelkich „sztuczek komputerowych” i w efekcie wszystkie domy na jego zdjęciach walą się. Korekcja pionów i poziomów jest chyba bardzo łatwa, więc już by miał poprawę jakości.
            A może to wszystko ma jakiś zupełnie inny cel. Jest np. sprytnym badaniem, czy w krótkim czasie da się wykreować dowolną modę, nawet absurdalną. W jakim stopniu społeczeństwo jest podatne na tego typu akcje, czy coś w tym guście.

            1. Mój znajomy fotografuje, ale brzydzi się wszelkich „sztuczek komputerowych” i w efekcie wszystkie domy na jego zdjęciach walą się.

              Wiedzy też się brzydzi? 🙂 Jakby nie podnosił obiektywu, to by mu się domy nie waliły. Ale pewnie masz rację, że to jest modelowy klient dla usługi Reloncha: nie chce się sam nauczyć, ale wyniki chce mieć. Też bym chciał grać w tenisa jak Radwańska i biegać szybciej niż Usain Bolt, ale nie chce mi się ćwiczyć, może jakiś sportowy Relonch powstanie? 😉

              Korekcja pionów i poziomów jest chyba bardzo łatwa, więc już by miał poprawę jakości.

              Jest łatwa, jeśli się fotografuje z założeniem, że zdjęcie będzie prostowane, bo potrzebne są odpowiednie zapasy po bokach – tym większe, im bardziej trzeba prostować. Jak ktoś nie prostował sam i nie wiedzą się brzydzi, to pewnie nie robi zapasów po bokach.
              Osobna kwestia, że prostowanie budynku (lub nieprostowanie, bo ma być piramida), to też decyzje. Ciekaw jestem, czy Relonch takie decyzje też będzie podejmował „zamiast” i na ile będzie modyfikował geometrię. A może po prostu ograniczy się do jakichś mniej lub bardziej inteligentnych autopoziomów, wyciągnięcia cieni, ratowania świateł i podkręcenia kolorów.

  4. Reasumując można powiedzieć, że Renolch jest dla amatorów, aby mogli poczuć się jak Annie Leibovitz.
    Ona dostaje do ręki aparat fotograficzny z założoną przystawką z odpowiednią matrycą. Ma tylko nacisnąć migawkę. Asystenci odbierają od niej sprzęt. Karta trafia do studia typu „House of Retouching” gdzie wszystko poprawią. Dalej przekazują zdjęcia do fotoedytora, ten zaś wybiera to jedno, które trafia na okładkę jakiegoś miesięcznika.
    I na końcu następuje transfer pieniędzy, tyle że w drugą stronę niż to będzie miało miejsce u Renolcha. Tym transferem właśnie odróżniamy profesjonalistę od amatora.
    No i już wiadomo dlaczego Renolch jest dla amatorów, 😉

    1. 🙂
      Przy czym jakość jest proporcjonalna do wielkości transferu pieniędzy – niezależnie od kierunku. A że Leibovitz bierze sporo, a Relonch ma być tani…

  5. Mój znajomy fotografuje, ale brzydzi się wszelkich „sztuczek komputerowych” i w efekcie wszystkie domy na jego zdjęciach walą się.

    Wiedzy też się brzydzi?
    ———————————–
    Wiedzy się nie brzydzi, wiedzę ma raczej ponadprzeciętną, tylko z innych dziedzin np. historia, fizyka (także kwantowa).
    Moim zdaniem sytuacja w tej chwili wygląda tak: wiedza fotograficzna krąży raczej tylko w środowisku fotografów ambitnych, których ilość jest raczej niewielka. Natomiast olbrzymie rzesze przeciętnych użytkowników sprzętu fotografującego, nie jest wiedzą fotograficzną zainteresowana. Wręcz przeciwnie, jest dumna z tego, że bez żadnej specjalistycznej wiedzy robi dobre zdjęcia. Wystarczy puknąć 3 razy w ekran i już.
    Grupa ta ma też inne kryteria dobroci: zdjęcie musi być czytelne, ostre, o wyrazistych kolorach itp. Łatwe do natychmiastowego przesłania.
    Głębia ostrości czy też precyzyjne kadrowanie są cechami nieistotnymi.
    Drogi obu grup fotografujących już się rozjechały, nie mają ze sobą nic wspólnego.
    A wracając do Renolcha, zupełnie nie rozumiem, jaka może być atrakcja w sporym i ciężkim aparacie, w porównaniu z telefonem, który może dać to samo?
    Może tu zadziałać chyba tylko jakaś sztucznie wykreowana, snobistyczna moda.

    1. Wręcz przeciwnie, jest dumna z tego, że bez żadnej specjalistycznej wiedzy robi dobre zdjęcia. Wystarczy puknąć 3 razy w ekran i już.

      Jeśli robią świetne zdjęcia, to Relonch nie jest im potrzebny. To oferta dla tych, którzy zdają sobie sprawę, że robią kiepskie zdjęcia, ale wierzą w magię „sztuczek komputerowych”.

      A wracając do Renolcha, zupełnie nie rozumiem, jaka może być atrakcja w sporym i ciężkim aparacie, w porównaniu z telefonem, który może dać to samo?
      Może tu zadziałać chyba tylko jakaś sztucznie wykreowana, snobistyczna moda.

      Nawet dwie takie mody – jedna na przyzwoitą jakość na wysokim ISO (wersja dla dumnych z braku specjalistycznej wiedzy: w ciemnych pomieszczeniach i w słabym świetle), a druga to moda na płytką głębię ostrości. 30 mm f/2 na APS-C to nie jest mistrz bokehu, ale względem komórek różnica będzie widoczna.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *