Co robi niezbyt pewny swoich umiejętności fotograf, gdy natrafia na trudne warunki (wysoki kontrast, słabe światło czy ruch w kadrze)? Przełącza aparat na tryb P lub w ogóle zostawia aparat fotograficzny, a sięga po smartfona lub tablet. Tak wygląda fotograficzna panika: „sytuacja mnie przerosła, niech jakiś automat zrobi zdjęcie za mnie”. Działa? Nigdy. Zdjęcie ze smartfona może nawet wyglądać nieźle… na smartfonie, ale inne zastosowania obnażają nędzę telefonicznej obróbki. Tryb P czy inne full auto nie wymyśli nic mądrzejszego niż fotograf, jeśli tylko się on chwilę zastanowi. Co więcej, aparat nie ma pojęcia jaki czas z ręki fotograf jest w stanie utrzymać ani na ile w danym ujęciu istotne jest dla niego zachowanie świateł, a na ile ratowanie cieni. A przecież remedium na problemy ze słabym światłem jest proste: podnoś ISO i otwieraj przysłonę na tyle, na ile to konieczne, poszukaj podparcia, a jeśli jeszcze wyzwaniem jest wysoki kontrast, to włącz bracketing i sprawdzaj histogram kolejnych zdjęć. Panika nigdy nie jest rozwiązaniem, tryb P(aniki) – także nie.

katedra w Sienie, Toskania

U góry zdjęcie z katedry w Sienie, którego się nie zrobi w trybie P: składanka HDR z 6 ujęć zrobionych co 2 EV przy ISO 6400, z ręki (opartej o barierkę).