O czym dyskutuje grupa miłośników fotografii, gdy się spotka? O wszystkim, tylko nie o własnych zdjęciach. Owszem, zdjęcia sobie nawzajem pokazują, ale… dyskusje o nich, zwłaszcza uwagi krytyczne, tylko psują atmosferę. A po co ją psuć, prawda?
Niedawno moje zdjęcie w galerii z komentarzami dostało komentarz. Z treścią komentarza się nie zgadzałem, ale w końcu po to są komentarze, żeby podyskutować o zdjęciu. Dyskusja z definicji nie następuje, jeśli obie strony są tego samego zdania. Co mnie zdziwiło, to nie sam komentarz do zdjęcia, tylko komentarze do tego komentarza, sugerujące, że ta różnica zdań to mój pech i nieszczęście.
Ja rozumiem, że dyskusje o własnych pracach bywają trudne. Pochwały łatwiej przyjmować niż krytykę. Ale naprawdę to takie nieszczęście trafić na kogoś, kto ma uwagi do naszego dzieła? Przecież nie musimy się z nim zgadzać, ale nie musimy także w obronie swojej pracy przywoływać prowadzenia się babki adwersarza i kwestionować jego przynależności do homo sapiens. Można zgodzić się w jakiejś kwestii, nie zgodzić się w innej, przedstawić swoje argumenty, wysłuchać drugiej strony i zmienić swoje pierwotne stanowisko lub pozostać przy odrębnych zdaniach.
Tymczasem przeważnie spotyka się dwa sposoby reagowania na krytykę: desperacką obronę wszelkimi dostępnymi środkami albo uszy po sobie i zupełna uległość. Nie potrafimy dyskutować o zdjęciach?
PS. Nie macie jeszcze dość Balos? 🙂