Islandzkie kwiatki I - ultraszeroko z bliska

Jak sobie coś powiększyć

Powiększanie rzeczy małych, aby były większe, jest proste, szybkie i bezbolesne. Niestety, działa tylko na zdjęciach. Ale ponieważ to blog o fotografii, więc tutaj to nie jest duża wada. Jaki jest więc przepis na powiększenie na zdjęciu tego, co jest w rzeczywistości małe? Prosty: podejdź bliżej. Jeśli nasz model jest bardzo mały, to trzeba być naprawdę blisko, żeby na zdjęciu wydawał się duży.

Islandzkie kwiatki I - ultraszeroko z bliska

Działa to przy fotografowaniu ludzi – choć niekoniecznie pozytywnie, bo z bliska nos się robi większy, a uszy się oddalają i głowa robi się węższa. I to dystans jest powodem deformacji, a nie użyta ogniskowa, jak sugerują autorzy artykułu z Petapixel i ich kopiści (przy okazji: „efekt Vertigo” albo „zoom Hitchcocka” nie polega wcale na uwypukleniu twarzy). Krótka ogniskowa pozwala tylko zmieścić postać w planie amerykańskim w kadrze, mimo aparatu znajdującego się niespełna pół metra od modela. Nos z odległości pół metra będzie tak samo bulwiasty, niezależnie od tego, czy użyjemy obiektywu 20 mm, czy 50 mm. Byłby też taki sam z obiektywem 200 mm, ale… „dwusetka” nie pozwoli zrobić zdjęcia z takiej odległości, bo dla obiektywów 70-200 minimalny dystans ustawiania ostrości to około 1,5 metra. Dystans powoduje, że obiektywem 50 mm na aparacie z matrycą APS-C da się solidnie przerysować twarz, a obiektywem 85 mm na pełnej klatce – nie. Kąt widzenia obu obiektywów (50 mm na APS-C i 85 mm na FF) jest taki sam, ale 50 mm pozwala podejść na 45 cm, a 85 mm trzyma na dystans co najmniej 80 cm.

W portrecie deformacja to przeważnie wada. W fotografii krajobrazowej powiększenie przez zbliżenie to użyteczne narzędzie kompozycyjne. Na górnym zdjęciu różowe kwiatki wydają się spore, a jakie były naprawdę? Kwestia prawdy w fotografii zależy od perspektywy, co można zobaczyć poniżej, gdzie mamy tę samą scenę, sfotografowaną tą samą ogniskową (10 mm na APS-C) z tego samego miejsca i w tym samym czasie. Różnica jest tylko taka, że robiąc górne zdjęcie klęknąłem, a przy tym poniżej stałem wyprostowany. Po zmniejszeniu dystansu kwiatki „urosły”, ale w kadrze nadal mieści się kawał islandzkiego pejzażu, włącznie z niebem i jakąś odległą górą.

Islandzkie kwiatki II - ultraszeroko z daleka

Kwiatki da się powiększyć jeszcze bardziej – nadal operując tylko dystansem. Na zdjęciu poniżej zajmują już solidną trzecią część kadru, choć ogniskowa się nie zmieniła. Zwróćcie jednak uwagę, że przy tak niskiej pozycji odległy pejzaż się spłaszczył i stracił na przestrzenności. Z tych trzech wariantów najlepsza jest fotografia górna, dolna to już o parę centymetrów za blisko – nie ze względu na same kwiatki, ale przez wpływ niskiej pozycji na przedstawienie dalszych planów. Z kolei środkowe zdjęcie to sytuacja spotykana u osób nie mających doświadczenia z obiektywami szerokokątnymi: aparat jest zbyt daleko od pierwszego planu, przez co wszystko jest równo odległe i nie ma motywu przykuwającego uwagę i wprowadzającego w kadr.

Islandzkie kwiatki III - ultraszeroko z bardzo bliska

PS. Chciałem jako tytuł wpisu dać „Powiększanie małego”, ale nie chcę wkurzać filtra antyspamowego na blogu, który i tak ma mnóstwo roboty z reklamami viagry.

PPS. Jeśli ktoś używa Geosettera do tagowania zdjęć, to mógł zauważyć w ostatnim czasie problem z ładowaniem mapy. W naszym poradniku użycia Geosettera Ewa dopisała instrukcję poradzenia sobie z tym brakiem.

PPPS. Niedługo serwis dfv.pl przejdzie generalny remont i będzie nową lepszą galerią dla fotografów. Mam nadzieje, że będzie galerią najlepszą. Jeśli ktoś chciałby zerknąć na przygotowywaną nową wersję jeszcze w fazie beta, potropić błędy i podzielić się uwagami, to proszę o kontakt, wyślę przepis na dostanie się do tajnej bety.

  1. „dwusetka nie pozwoli zrobić zdjęcia z takiej odległości, bo minimalny dystans ustawiania ostrości to około 1,5 metra”

    Oj, to chyba zbyt duże uogólnienie. Nie zapominajmy od dwusetkach makro albo spacerzoomach 18-200, które pozwalają fotografować z odległości mniejszej niż pół metra.

  2. Po raz pierwszy nie mogę się podpisać pod artykułem Piotra. a to dlatego że:
    „…bo z bliska nos się robi większy, a uszy się oddalają i spłaszczają głowę”
    – jest akurat odwrotnie, większe różnice między planem pierwszym (nos) a dalszym (uszy) tworzą głębię, mniejsze spłaszczają obraz. W ogromnej mierze zależy to od ogniskowej, przy tele wypłaszczamy, przy szerokim pogłębiamy perspektywę.

    „…sfotografowaną tą samą ogniskową (10 mm na APS-C) z tego samego miejsca i w tym samym czasie. Różnica jest tylko taka, że robiąc górne zdjęcie klęknąłem, a przy tym poniżej stałem wyprostowany.”
    – no to już nie z tego samego miejsca, odległość od planu pierwszego (kwiatki) zmieniła się dwu lub nawet trzykrotnie, odległość od planów dalekich, niezauważalnie.

    „Kwiatki da się powiększyć jeszcze bardziej – nadal operując tylko dystansem.”
    – zgoda, ale tylko w przypadku obiektywu szerokokątnego, spróbujcie to zrobić mając założony teleobiektyw.
    I tu dochodzimy do sedna – jednak nie odległość a ogniskowa, a właściwie jedno i drugie ze wskazaniem na ogniskową.

    1. „…bo z bliska nos się robi większy, a uszy się oddalają i spłaszczają głowę”
      – jest akurat odwrotnie, większe różnice między planem pierwszym (nos) a dalszym (uszy) tworzą głębię, mniejsze spłaszczają obraz.

      Ale ja napisałem o spłaszczaniu głowy, a nie obrazu. Przeformułowałem, żeby było bardziej jednoznacznie.

      – no to już nie z tego samego miejsca, odległość od planu pierwszego (kwiatki) zmieniła się dwu lub nawet trzykrotnie, odległość od planów dalekich, niezauważalnie.

      No przecież piszę, że obiektyw był bliżej, ale stóp nie ruszyłem, stałem w tym samym miejscu. I owszem, zmiana relatywnej wielkości nastąpiła, bo dystans do bliższego zmniejszył się relatywnie znacznie, a do dalszego – znowu relatywnie prawie wcale.

      zgoda, ale tylko w przypadku obiektywu szerokokątnego, spróbujcie to zrobić mając założony teleobiektyw. I tu dochodzimy do sedna – jednak nie odległość a ogniskowa, a właściwie jedno i drugie ze wskazaniem na ogniskową.

      Nie, to działa nawet całkiem bez obiektywu. Zostaw aparat w domu, zabierz znajomego na spacer. Niech znajomy stanie na ławce (chyba że masz naprawdę wysokich znajomych 🙂 ), za którą jakieś 50 metrów będzie drzewo czy dom. Teraz odwróć się i odejdź jakieś 100 metrów: znajomy na ławce będzie mały, dom/drzewo za nim duże. Podchodź do ławki do momentu aż głowa znajomego znajdzie się pozornie powyżej dachu domy czy czubka drzewa. Właśnie sobie zmieniłeś pozorną wielkość dwóch obiektów – tylko za pomocą perspektywy, bo przecież ogniskowa w oczach Ci się nie zmieniła. 🙂
      Ogniskowa służy tylko do wycinania takiego fragmentu sceny, jaki chcesz mieć na zdjęciu. Relacje przestrzenne i pozorne różnice wielkości ustawiasz nogami.

      1. „Nie, to działa nawet całkiem bez obiektywu. …”
        – cały ten akapit – zgoda.
        „Ogniskowa służy tylko do wycinania takiego fragmentu sceny, jaki chcesz mieć na zdjęciu. ”
        – całe to zdanie – nie ma zgody.
        Zrób teleobiektywem perspektywę ulicy np. z trzema latarniami. Latarnie będą miały niewielką różnicę wysokości. Zrób ten sam kadr obiektywem szrokokątnym – pierwsza latarnia będzie ogromna w stosunku do trzeciej. Więc te same kadry będą miały całkiem inną perspektywę, co za tym idzie ogniskowa nie tylko służy tylko do wycinania fragmentu, ale budowy całkiem innego obrazu.
        Jeśli zaś zrobisz zdjęcie ob. szerokim z tego samego miejsca co ob. tele i wykadrujesz je do tego samego pola widzenia – to zgoda obrazy powinny się pokrywać.

        Gdyby było jak mówisz (mam te nogi na myśli:)), wystarczyło by mieć jeden bardzo szeroki obiektyw, mnóstwo milionów na matrycy i tylko kadrować, kadrować.

        1. Jeśli zaś zrobisz zdjęcie ob. szerokim z tego samego miejsca co ob. tele i wykadrujesz je do tego samego pola widzenia – to zgoda obrazy powinny się pokrywać.

          No właśnie. Jeśli stoisz w jednym miejscu, to relatywna wielkość latarni pozostaje stała, a obiektywem sobie tylko wycinasz, czy widzisz ich więcej, czy mniej. Teleobiektywem pewnie zrobisz tylko fragment słupa latarni – ale nadal ta najbliższa będzie ten słup miała znacznie szerszy niż następna za nią. Będzie pozornie znacznie większa od następnej – tak samo, jak na zrobionym z tego samego miejsca zdjęciu obiektywem szerokokątnym.

          Gdyby było jak mówisz (mam te nogi na myśli:)), wystarczyło by mieć jeden bardzo szeroki obiektyw, mnóstwo milionów na matrycy i tylko kadrować, kadrować.

          I dokładnie tak jest. Dlatego smartfonem da się zrobić portret bez przerysowań, tylko trzeba stanąć dalej, a później przyciąć te megapiksele, których w komórkach i tak jest za dużo. A w robieniu selfie bez przerysowań przeszkadza tylko to, że ludzie mają za krótkie ręce. 🙂

          1. „smartfonem da się zrobić portret bez przerysowań, tylko trzeba stanąć dalej, a później przyciąć te megapiksele”.

            Smartfony mają funkcję cyfrowego powiększenia, która właśnie przycina kadr. Mój dziesięcioletni syn używa jej nagminnie…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *