Powiększanie rzeczy małych, aby były większe, jest proste, szybkie i bezbolesne. Niestety, działa tylko na zdjęciach. Ale ponieważ to blog o fotografii, więc tutaj to nie jest duża wada. Jaki jest więc przepis na powiększenie na zdjęciu tego, co jest w rzeczywistości małe? Prosty: podejdź bliżej. Jeśli nasz model jest bardzo mały, to trzeba być naprawdę blisko, żeby na zdjęciu wydawał się duży.
Działa to przy fotografowaniu ludzi – choć niekoniecznie pozytywnie, bo z bliska nos się robi większy, a uszy się oddalają i głowa robi się węższa. I to dystans jest powodem deformacji, a nie użyta ogniskowa, jak sugerują autorzy artykułu z Petapixel i ich kopiści (przy okazji: „efekt Vertigo” albo „zoom Hitchcocka” nie polega wcale na uwypukleniu twarzy). Krótka ogniskowa pozwala tylko zmieścić postać w planie amerykańskim w kadrze, mimo aparatu znajdującego się niespełna pół metra od modela. Nos z odległości pół metra będzie tak samo bulwiasty, niezależnie od tego, czy użyjemy obiektywu 20 mm, czy 50 mm. Byłby też taki sam z obiektywem 200 mm, ale… „dwusetka” nie pozwoli zrobić zdjęcia z takiej odległości, bo dla obiektywów 70-200 minimalny dystans ustawiania ostrości to około 1,5 metra. Dystans powoduje, że obiektywem 50 mm na aparacie z matrycą APS-C da się solidnie przerysować twarz, a obiektywem 85 mm na pełnej klatce – nie. Kąt widzenia obu obiektywów (50 mm na APS-C i 85 mm na FF) jest taki sam, ale 50 mm pozwala podejść na 45 cm, a 85 mm trzyma na dystans co najmniej 80 cm.
W portrecie deformacja to przeważnie wada. W fotografii krajobrazowej powiększenie przez zbliżenie to użyteczne narzędzie kompozycyjne. Na górnym zdjęciu różowe kwiatki wydają się spore, a jakie były naprawdę? Kwestia prawdy w fotografii zależy od perspektywy, co można zobaczyć poniżej, gdzie mamy tę samą scenę, sfotografowaną tą samą ogniskową (10 mm na APS-C) z tego samego miejsca i w tym samym czasie. Różnica jest tylko taka, że robiąc górne zdjęcie klęknąłem, a przy tym poniżej stałem wyprostowany. Po zmniejszeniu dystansu kwiatki „urosły”, ale w kadrze nadal mieści się kawał islandzkiego pejzażu, włącznie z niebem i jakąś odległą górą.
Kwiatki da się powiększyć jeszcze bardziej – nadal operując tylko dystansem. Na zdjęciu poniżej zajmują już solidną trzecią część kadru, choć ogniskowa się nie zmieniła. Zwróćcie jednak uwagę, że przy tak niskiej pozycji odległy pejzaż się spłaszczył i stracił na przestrzenności. Z tych trzech wariantów najlepsza jest fotografia górna, dolna to już o parę centymetrów za blisko – nie ze względu na same kwiatki, ale przez wpływ niskiej pozycji na przedstawienie dalszych planów. Z kolei środkowe zdjęcie to sytuacja spotykana u osób nie mających doświadczenia z obiektywami szerokokątnymi: aparat jest zbyt daleko od pierwszego planu, przez co wszystko jest równo odległe i nie ma motywu przykuwającego uwagę i wprowadzającego w kadr.
PS. Chciałem jako tytuł wpisu dać „Powiększanie małego”, ale nie chcę wkurzać filtra antyspamowego na blogu, który i tak ma mnóstwo roboty z reklamami viagry.
PPS. Jeśli ktoś używa Geosettera do tagowania zdjęć, to mógł zauważyć w ostatnim czasie problem z ładowaniem mapy. W naszym poradniku użycia Geosettera Ewa dopisała instrukcję poradzenia sobie z tym brakiem.
PPPS. Niedługo serwis dfv.pl przejdzie generalny remont i będzie nową lepszą galerią dla fotografów. Mam nadzieje, że będzie galerią najlepszą. Jeśli ktoś chciałby zerknąć na przygotowywaną nową wersję jeszcze w fazie beta, potropić błędy i podzielić się uwagami, to proszę o kontakt, wyślę przepis na dostanie się do tajnej bety.