Czy prawda uszczęśliwia?

Zostawiając na boku jakże ważną życiowo kwestię, czy prawda, szczerość i otwartość zawsze poprawiają relacje międzyludzkie, skupmy sie tylko na dyskusji o zdjęciach. Dość popularny jest pogląd, że o zdjęciach jak o zmarłych: tylko dobrze. Czyli – nie krytykujemy, nie mówimy, że się nie podoba, nie wskazujemy słabych stron, błędów, gorszych pomysłów, mniej udanych kadrów. Głaskamy albo milczymy, gdy pogłaskać nie ma za co. Nie jest to nieszczerość, bo nie kłamie się, a tylko przemilcza tę część prawdy, która może być nieprzyjemna. Czy to dobrze?

 

Rozumiem szlachetne intencje – pochwały i pozytywne impulsy są motywujące, sympatyczne i stanowią formę docenienia. No i nie ma tej obawy, że krytyka może byłaby zbyt surowa, niezasłużona, źle odebrana? Że może wskazując gorsze fotografie wcale nie mielibyśmy racji, bo ktoś inny, bardziej kompetentny znalazłby tam jakieś pozytywy? To, co się nam podoba, podoba się szczerze, a to, co się nie podoba… możemy pominąć.

Wszystko to bardzo miłe, ale mam poczucie, że bardzo łatwo tu o mimowolne przekroczenie granicy między byciem życzliwym a fałszywym. Czy mówiąc same miłe rzeczy można zrobić krzywdę? Wydaje mi się, że tak. Pół biedy ze zdeklarowanym fotoamatorem, który choćby z powodu stabilizacji życiowo-zawodowej fotoamatorem pozostanie – jeśli wskutek nadmiaru słodyczy popadnie w wygórowane mniemanie o swojej twórczości, to niech mu będzie na zdrowie. Gorzej z młodym człowiekiem, który na progu wyboru drogi życia uzna, że skoro robi takie zarąbiste fotki („No wszystkim się podobają!”), to po prostu musi zostać zawodowcem, czesać grubą kasę i wieść dolce vita, bo po prostu ma talent (choć się wcale nie chwali). Nawet jednak bardziej dojrzała osoba może mieć problemy z właściwą interpretacją zachwytów płynących z amatorskich internetowych galerii fotograficznych i na przykład wpaść na pomysł, że najwyższy czas na przeniesienie prac do innych galerii – tych artystycznych. Skoro wszędzie ma najwyższą średnią ocen…

Nadal jestem przekonany, że jeśli ktoś nie prosi o ocenę, to należy mu darować krytykę. Co innego jednak w sytuacji, gdy fotografie są zamieszczone w galeriach internetowych, które pozwalają (i przynajmniej teoretycznie – do tego służą) aby wyrazić opinię o zdjęciu, z dopuszczeniem także tych niekoniecznie pozytywnych.

A może się mylę?

  1. Też jestem za uczciwą, a przede wszystkim merytoryczną oceną zdjęć. Flickr jest pod tym względem okropny – wszyscy sobie nawzajem kadzą (licząc po cichu na wzajemność?), pod zdjęciami brak wyważonych opinii i jakiejkolwiek dyskusji, tylko jakieś idiotyczne mrugające serduszka i tysiące „wow”, „beautiful”, „great shot”, „nice” itp.

    1. Flickr? Powiedziałbym, że w porównaniu z takimi miejscami jak DeviantArt to szczyt zdroworozsądkowego podejścia do zdjęć. Znaczy się może być gorzej. Dużo gorzej. ;]

  2. Hmm, moje podejście jest chyba jednak inne.
    Ocenę mojego zdjęcia wyliczam sobie sam biorąc pod uwagę liczbę wejść.
    Każde wejście bez postawienia piątki traktuję jak postawienie jedynki.
    Zatem zdjęcie byłoby genialne, gdyby miało np. 500 wejść i 500 piątek.
    500 wejść i dwie piątki traktuję więc jako dwie piątki i 498 jedynek.
    100 wejść bez wpisów traktuję jako 100 jedynek.
    Przy czym znikomą liczbę wejść na fotkę również traktuję jako złą ocenę.

    Jak widać przy tym podejściu samozachwyt mi nie grozi, ponieważ swoją galerię oceniam jako zbiór totalnych gniotów.

    1. Ja mam inny problem. Wydaje mi się, że prezentacja zdjęć w galeriach internetowych takich jak DFV, a w zasadzie miniaturowych podglądów zdjęć nieco fałszuje odbiór. Fotka jest malutka, niewiele widać, masa osób ma raczej nieodpowiednio poustawiane „telewizory”, często widzę zdjęcia z osadzonymi dziwnymi profilami icc. Im dłużej fotografuję tym bardziej doceniam odbitki. Szczególnie większe. Sam robię minimum 30×45 i coraz częściej najpierw mam wersję papierową, a dopiero potem podgląd wysyłam do tzw. oceny w internecie.
      I wtedy nie mam jak pokazać na takim podglądzie wielu rzeczy. Poczynając od dobrego ustawienia ostrości, głębi ostrości i masy szczegółów, które są zawarte w obrazie, ale na miniaturce znikają. Często wnioskuję z komentarzy, że przez ten mały rozmiar komuś się wydaje, że zdjęcie jest krzywe, kolory dziwne, coś jest ostre, a nie jest itp. W ogóle robienie odbitek bardzo szybko uczy samej techniki fotografowania.

      Jeszcze dochodzi strona wizualna każdego portalu. Każdy jest inny, na każdym kolorze tła zdjęcie inaczej się prezentuje normalnie horror. 😉

      Ale chyba nie ma wyjścia, dzięki portalom trafia się do większej liczby widzów.

      Co do komentarzy i oceniania to lubię jak ludzie zaglądną i coś napiszą. Czasem się nie zgadzam z opiniami, wręcz uważam odwrotnie i mogę dyskutować, ale to o to chodzi. Szanuję widzów i staram się wyciągać wnioski może nie takie wprost, ale wyciągam wiele informacji przydatnych dla mnie. Jak ktoś o coś zapyta staram się wyczerpująco odpowiedzieć. Chyba, że pytanie jest o exif to wtedy może mnie trafić 😀 Wolę sam napisać co i jak.

      1. Wydaje mi się, że prezentacja zdjęć w galeriach internetowych takich jak DFV, a w zasadzie miniaturowych podglądów zdjęć nieco fałszuje odbiór.

        Tak, oczywiście, masz rację. Internet to nie są warunki do optymalnej oceny zdjęcia z tych wszytkich powodów, które wymieniłeś, oraz jeszcze paru. Tylko co zamiast? Dyskutować tylko na wystawach, przy dużych wydrukach?

        Im dłużej fotografuję tym bardziej doceniam odbitki. Szczególnie większe.

        Owszem. Fotografia wielkoformatowa w wersji internetowej to tylko mocno zgrubne przybliżenie, a z drugiej strony wiele fotografii internetowych, wzbudzających zachwyty na portalach, zupełnie by się nie obroniło przy dużym wydruku.

    2. Chyba się jednak zbyt restrykcyjnie traktujesz. Albo masz zbyt duże wymogi względem publiczności, bo gdyby każdy każde oglądnięte zdjęcie miał opatrywać krytycznym komentarzem (wykraczającym poza „wow!”), to prawdopodobnie nikt by zdjęć nie oglądał, bo nie miałby czasu 🙂

  3. głosowałam: „szczere do bólu” bo tylko tak mogę się czegoś nauczyć. A jednak bywa, że najeżam się jak… jeż 🙂 a jednak, mimo wszystko chcę słyszeć prawdę.

    Piotrze Co się skłoniło do napisania tego tekstu?

    1. Mnie Piotr czasem tak wkurzy, że ciśnienie skacze. I często mam inne zdanie. Ale to dobrze bo takie uwagi od osoby, która czynnie fotografuje i znamy jej zdjęcia są bardzo cenne. Waga takiej opinii w porównaniu z osobą, która 3 miesiące temu kupiła aparat i już wszystko wie jest 1000 razy większa.

      1. Mnie Piotr czasem tak wkurzy, że ciśnienie skacze.
        No, to mnie wystraszyłeś. Absolutnie nie chcę być przyczyną problemów kardiologicznych. Przed następnym komentarzem poproszę zaświadczenie od lekarza, że ciśnienie jest w normie 😉

    2. A ja jakoś nie mam serca napisać Ci, że któreś zdjęcie mi się nie podoba.
      Jeszcze Andrzejowi2 czasem się przełamię, ale kobiecie?
      Nie mam serca i już 🙂

      1. Gdybym to ja wiedział…
        Często nie jestem zadowolony ze swoich zdjęć, ale nie wiem dlaczego.

    3. Piotrze Co się skłoniło do napisania tego tekstu?

      Hm, może jednak cień wątpliwości, że kto wie, czy nie mają racji ci, którzy twierdzą, że należy pisać tylko o pozytywnych aspektach każdego zdjęcia, bo to motywuje, zachęca, dostarcza pozytywnej energii, a „pełna” krytyka tylko niepotrzebnie stresuje, zniechęca, odstrasza?

  4. Sprawa jest prosta – jeśli chcemy sobie tylko poprawić samopoczucie, to oczekujemy samych achów i ochów. Jeżeli zaś zależy nam na rzetelnej opinii, żeby z tego wyciągnąć wnioski na przyszłość, musimy się liczyć z krytyką. Oczywiście wszystko zależy od „poziomu” oceniających. Niektórzy naczytali się internetowych poradników fotografowana i czują się upoważnieni do ferowania wyroków. Dlatego warto wiedzieć, z kim się rozmawia. Po drugie – ważna jest dyskusja, bo sama opinia może nie wystarczyć, często właściwy przekaz jest między wierszami lub rozmowa wniesie dodatkowe informacje, ważne dla oceniających.

  5. Szczere, aż do bólu – ok! Ale szczere aż do bólu i głupio – to już nie. A wiele komentarzy jest właśnie takich.
    Jak oddzielić w komentarzach ziarno od plew? Bo przecież, na zdrowy rozum, ważniejszy jest komentarz będący konstruktywną krytyką od komentarza banalnego, ale z dobrą oceną. Ważniejszy oczywiście dla tych, którzy wystawiają zdjęcia nie dla mołojeckiej sławy, ale po to by doskonalić swoje hobby. Jest prosty sposób, i ja go stosuję, aby wstępnie wyłuskać znaczące komentarze: wystarczy obejrzeć galerię delikwenta, który wpisał nam komentarz. Jeśli cenię jego galerię, to cenię jego komentarze. Bo w tym kierunku chcę się fotograficznie rozwijać. Jako amator mogę sobie na to pozwolić. Jako uczestnik rynku powinienem się także pochylić nad uwagami zwykłych oglądaczy, nawet bez dorobku fotograficznego…

    1. Jest prosty sposób, i ja go stosuję, aby wstępnie wyłuskać znaczące komentarze: wystarczy obejrzeć galerię delikwenta, który wpisał nam komentarz. Jeśli cenię jego galerię, to cenię jego komentarze. Bo w tym kierunku chcę się fotograficznie rozwijać.

      To jest właśnie jedno z bardziej błędnych założeń. Wiele ludzi robiących bardzo fajne zdjęcia pisze takie bzdury w komentarzach, że ręce opadają i człowiek zastanawia się jak to możliwe, że ich obrazki są takie fajne. Jeden z takich przypadków opisałem tutaj https://www.ewaipiotr.pl/2011/09/o-zdjeciach-lepiej-milczec/

      Argument z autorytetu to żaden argument.
      Przy czytaniu komentarzy pod własnymi zdjęciami problemem jest tylko to, aby oddzielić komentarze złośliwe, od tych pisanych w dobrej wierze. Mogą one być czasem naiwne, ale jakąś wartość mają.

      1. Andrzej, nie zrozumiałeś mnie. Wiedziałem, że taki właśnie może być odbiór mojej wypowiedzi (nie wiedziałem, że Twój) i dlatego napisałem, że jako fotoamator mam komfort wyboru, w jakim kierunku chcę się rozwijać, bo nie muszę być ani artystą, ani rzemieślnikiem. Nie o autorytety tu chodzi, ale o fotografów, którzy reprezentują to, do czego chcę dążyć z własnego wyboru. Ale oczywiście cenię intuicyjne i szczere komentarze userów nie umiejących fotografować (przecież wiem, że dobry krytyk literatury zwykle nie jest pisarzem). To też napisałem w ostatnim zdaniu.

        1. Zapewne Andrzej ma wątpliwości co do Twojego założenia, że fotograf robiący niezłe zdjęcia pisze równie dobre komentarze. Obawiam się, że zgodzę się z Andrzejem. Z moich obserwacji wynika raczej, że osoby robiące dobre zdjęcia w znakomitej większości nie komentują wcale, jeśli komentują, to tylko znajomych (którym kadzą, z wzajemnością przeważnie), jeśli komentują innych fotografów, to znowu w 90% komentarze sprowadzają się do „łał, super, !!!” itp., a jeśli komentarz zawiera jakieś pełne zdania, to często okazuje się po prostu odwetem za np. czwórkę, zamiast piątki, która się przecież należy. Oczywiście nie jest tak zawsze i bezwyjątkowo, ale obawiam się, że tak jest częściej niż rzadziej.

  6. Piotrze, nigdzie nie napisałem, bo tak nie sądzę, że dobry fotograf pisze dobre komentarze. Podany przykład literat – krytyk potwierdza, że o tym doskonale wiem. Dobry dla mnie (podkreślam wężykiem: dla mnie) fotograf może mi dać wskazówki, które zbliżą mnie do celu, czyli zdjęć w stylu fotografa dobrego dla mnie. Bo on jak już napisze jakiś komentarz, to oczywiście zwykle spojrzy na moje zdjęcie ze swojej perspektywy, czyli takiej jaka mnie „pasi” i dzięki tego czegoś mnie nauczy, zbliży do celu. Może to zawiłe, ale miałem takie przypadki w galerii.

  7. Jak zwykle ostatnio spóźniony…

    Zaznaczyłem szczere do bólu, bo tak jest. Nie chciałbym, by mi ktoś słodził pod gniotem, np. pod tym http://www.dfv.pl/gallery/members/jorddekroy.html?g2_itemId=3530785 – choć jest gniotem, to nie wyrzucę tego zdjęcia, bo jeszcze mam sporo miejsca w galerii, poza tym ewentualni odwetowcy mają gdzie wylać żale 😉 Nadto w momencie robienia zdjęcia się starałem i tak ma być.
    Jeśli ktoś skrytykuje któreś moje zdjęcie i uznam, że ma rację, to wiadomo, że jest to dla mnie przydatne. Jeśli skrytykuje, bo np. ściąłby górę, a ja to widziałem inaczej, to mam prawo się nie zgodzić, ale taka jego opinia, a z opinią jest jak wiadomo z czym 😀 Każdy ma swoją.

  8. Nie głosowałem, bo nie ma dla mnie punktu zaczepienia. Sprawa oceny (stopnie), krytyki czy wyrażania zachwytu albo chociaż pochwały w serwisach internetowych wydaje mi się przesadzona. Stawiając przez lata zawodowo oceny innym nabawiłem się do nich (ocen) awersji. Nigdy nie wystawiłem oceny na DFV. Dużo bardziej cenny jest komentarz, chociaż sam też nie lubię tego robić. Na pewnym etapie jest to bardzo pomocne, ale fotografowi po dopracowaniu się własnego osądu (nie mylić z osiągniętym poziomem robienia zdjęć), może na tym mało zależeć. Mam własna stronę, na której zablokowałem możliwość wystawiania ocen czy nawet pisania komentarzy. Zdjęcie musi podobać się mi. I to mi wystarczy. Z tym, że w miarę robienia kolejnych setek i tysięcy zdjęć coraz mniej z tych tysięcy uznaję za dobre, coraz więcej kasuję, coraz mniej pokazuję.

    Doszedłem do wniosku, że to ja sam muszę być odpowiednio krytyczny w stosunku do swoich fotek. A co o nich myślą inni ma dla mnie dużo mniejszą wagę. Owszem, te najciekawsze (i wcale nie chodzi o najlepsze technicznie czy „artystycznie”) − zaledwie ok. 1% pokazujemy sobie nawzajem z jednym, dwoma kolegami „po fachu”. Niektóre (ale tylko niektóre − zwykle mniej niż połowa) uzyskują u nich uznanie, a reszta zbywana jest milczeniem, i jest O.K.

    Oglądając zdjęcia nagradzane na konkursach, nie podzielam zwykle kolejności nagród i wyróżnień. To jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że ocena oceniających nie jest na tyle ważna, żeby się nią za bardzo przejmować. Całe szczęście też, że nie popadłem w chorobę konkursową. Krótko ujmując, programowo fotografuję dla siebie. I nie sama fotografia jest dla mnie tak ważna, że fotografuję, ale równie ważne (a może nawet ważniejsze) jest to że aparat fotograficzny jest bodźcem do wyjścia w plener i wtapiania się w przyrodę. Tak było od początku i tak pozostało. Ale pewnie to tylko ja tak tu mam.

    Pozdrawiam tych co oceniają/chwalą/krytykują – Aleksander.

    1. Jak w każdej dziedzinie, tak i tu postawy ekstremalne są podejrzane. Czyli – przejmowanie się tylko tym, co piszą inni, nie jest dobrym podejściem, ale podobnie jest z ignorowaniem tego, co mówią inni.

      To znaczy – można fotografować dla siebie, nie słuchać nikogo i co – nie pokazywać zdjęć nikomu? (prawie)Każdy „artysta” ma coś z ekshibicjonisty i chce się dzielić swoimi pracami – prędzej czy później. A wtedy pojawiają się głosy, opinie. Można zatkać uszy, ale po co wtedy pokazywać?

      A co do przejmowania się opiniami – trudno nie odnosić krytyki swojego dzieła do siebie, bo to ludzkie. Naturalne jest też początkowe jej odrzucanie. Ale z czasem powinna przyjść refleksja i uznanie części argumentów. Tak było ze mną 🙂

      1. „To znaczy – można fotografować dla siebie, nie słuchać nikogo i co – nie pokazywać zdjęć nikomu? (prawie)Każdy „artysta” ma coś z ekshibicjonisty i chce się dzielić swoimi pracami – prędzej czy później. A wtedy pojawiają się głosy, opinie. Można zatkać uszy, ale po co wtedy pokazywać?”

        Chomik, to nie do końca tak. Nigdzie nie napisałem że pokazywanie, ocenianie i czekanie na ocenę jest „be”. Kto tego potrzebuje albo lubi oceniać/krytykować, niech to robi, ale nie każdy musi czy chce. Ja też mam swoich oglądających, chociażby na indywidualnych wystawach (dotąd średnio dwie rocznie, ale powoli zmniejszam częstość), oceniających i czekających na nowości. Są wystawy lokalne, są i centralne, są proponowane przeze mnie i są na zaproszenie. Rejestruję komentarze, czasami bardzo „oboczne”, np. że muzyka została świetnie dobrana do tematu wystawy. I to jest dla mnie duuużo ważniejsze niż pokazywanie w Internecie. Internet jest zalany powodzią zdjęć; mnie nie chce się już tego oglądać poza wybranymi autorami. Oczywiście pomijam w ten sposób dużo dobrych prac, ale to nie ma znaczenia, „nie można mieć wszystkiego”. A korzyść jest oczywista – dzięki temu nie muszę oglądać internetowego zalewu śmieci.
        Zresztą dopiero dobrze opracowana fotografia na papierze w dużym powiększeniu jest właściwym obrazem do oglądania. O dziwo, to samo zdjęcie jest zwykle lepsze niż na monitorze komputera. Na swojej stronie, gdzie pokazuję okresowo małe obrazki od początku podałem kontakt mailowy. Jeżeli ktoś bardzo chce to pisze, nawet prośbę o pozwolenie na wykorzystanie „do czegoś tam”. Mam również upomnienia o bieżące uzupełnianie nowości. To miłe. Czasem ktoś coś kupi, ale to raczej po wystawie.
        A ponieważ artystą ani „artystą” nie jestem, zatem na promocji takiej czy innej (np. internetowej) nie zależy mi.
        Jak już pisałem wcześniej, największą wartość mojego fotografowania upatruję w bezpośrednim kontakcie z przyrodą. Teraz męczę się z borsukami, które mimo, że w moim prywatnym lesie, to jednak nie chcą współpracować. Od wiosny tylko jedna w miarę udana sesja, bo wychodzą, kiedy aparat przestaje je rejestrować. Na szczęście moje oczy jeszcze je widzą. A to, że dalszych zdjęć nie ma staje się mało ważne.
        Trzeba zaakceptować to, że nie ma jednej drogi dla fotografujących. Niech każdy znajduje w fotografowaniu to co daje mu satysfakcję. Pozdrawiam.

      2. Myślę, że różnica w Waszym podejściu wynika z oceny własnych kompetencji. Niezależnie od tego, jak bardzo Aleksander będzie się zastrzegał, że nie jest artystą 🙂 , to i tak ma podejście skończonego artysty – nie potrzebuje opinii widzów w celu poprawy warsztatu czy kształcenia wizji estetycznej. Aleksander jest na etapie, że sam wie co i jak chce tworzyć, więc publiczność jest tylko publicznością – widzami, a nie doradcami, komentatorami, nauczycielami czy też próbką do badań statystycznych nad skutecznością przekazu 🙂
        Inna sprawa, że też nie do końca wierzę w zupełną obojętność na zdanie publiczności. Nawet skończony artysta liczy się z publicznością i mu na niej zależy – co nie znaczy, że słucha opinii publiczności i się do niej dostosowuje.

  9. Aleksandrze, nie bronię Ci mieć swoje zapatrywania na fotografowanie. Jasne, że każdy ma własny ogląda na daną sprawę.
    1. Obcowanie z przyrodą to wartość sama w sobie – zgadza się.
    2. Czyli jednak pokazujesz i słuchasz opinii, tylko że „offline” – rozumiem to podejście.

    Piotrze: abstrahując od Aleksandra, nawet największy artysta nie powinien przestawać słuchać innych. Bo to początek do megalomanii. Polecam rozmowę z Adamem Ferencym w GW, jest tam trochę na ten temat 🙂

    1. Słuchać kogoś, a słuchać _się_ kogoś – to dwie różne sprawy. Oczywiście, prawdziwy, dojrzały artysta z uwagą i szacunkiem słucha swojej publiczności, ale wcale się tej publiczności nie słucha 🙂 Na pewnym (wysokim) poziomie samoświadomości artystycznej wie się już dokładnie co chce się robić i jak, publiczność nie jest potrzebna do doradzania i opiniowania. Pisał o tym trochę Briot (ten: http://helion.pl/ksiazki/fotografia-artystyczna-od-inspiracji-do-obrazu-alain-briot,fotart.htm ). Aż byłem zdziwiony, że jego opinie nie stały się kultowe wśród tych „artystów”, którzy artystami zostali, bo nie radzą sobie z poprawną ekspozycją (więc ta niepoprawna nie jest niepoprawna, tylko jest sztuką). Choć może niepotrzebnie się dziwię, bo jak ktoś Petersona o ekspozycji nie potrafi przebrnąć, to z pewnością przez Briota też nie przejdzie.

      1. Nikt nie mówi o _słuchaniu się_, bo ja przez to rozumiem ślepe wykonywanie sugestii. To jest niewykonalne choćby z tego powodu, że przy mnogości głosów, jaka jest w Internecie, nie da się uniknąć sprzeczności.
        Poza tym kilka sensownych głosów ginie w masie bełkotu. Ogólnie rzecz biorąc. Rozumiem ludzi zmęczonych wyłapywaniem wartościowych opinii z potoku bzdur. Stąd moja uwaga nr 2 do Aleksandra.

        1. Ok, to doprecyzuję, że przez niesłuchanie się miałem na myśli zupełne ignorowanie rad i sugestii, nawet od fanów, nawet wówczas, gdy mówią, co im się podoba najbardziej.

  10. Wtedy zgoda. Robienie pod publikę to jedno, a słuchanie rad fachowców to drugie. Choć jeśli ktoś żyje ze swojej sztuki, mniej lub bardziej, ale musi wsłuchiwać się w potencjalnych odbiorców, czyli klientów, żeby nie umarł z głodu.

    1. Z pewnością czytałem o tym w wywiadzie z jakimś muzykiem, ale mam wrażenie, że pisał też o tym Briot: opinie fanów to ostatnia pułapka na artystę. Chodzi o to, że fani chcą dostawać, to co już znają i lubią, więc często wręcz domagają się powtarzania tego, co artysta już zrobił. Co niekoniecznie wcale prowadzi do rzeczywistego zadowolenia fanów, a z pewnością prowadzi do biegania przez artystę w kółko.

  11. Sztuka, artyści – dobrze, że konwencja szturchańca pozwala na schodzenie z tematu wiodącego. Panowie, Wasze konstatacje są ciekawe i prawdziwe… ale nie zawsze. Kto uprawia sztukę? Kto właściwie jest artystą? Odpowiedź wcale nie jest łatwa.
    Artysta może tworzyć pod publiczkę, na zamówienie społeczne (mało ciekawe) czy konkretnego sponsora (szczęściarz), może nawet mieć pensję, ale może także głodować − bo tworzy w niezgodzie ze współczesnymi mu modami; może także zarabiać na życie niezależnie od twórczości artystycznej. Żyjemy w świecie promowania i autopromowania się ogromnej liczny twórców uważanych bądź uważających się za artystów. Mamy zatem niezliczoną rzeszę artystów, gwiazd, gwiazdeczek rozsianych po różnych polach działalności ludzkiej (nawet kowal może być artystą – nie śmiejcie się – prawdziwym, najprawdziwszym artystą). Przynajmniej tak się przyjęło powszechnie w mediach. Czy członek dowolnego towarzystwa/związku/zrzeszenia itp. jest automatycznie artystą? Czy każdy twórca wygrywający konkurs automatycznie jest artystą?
    Moim zdaniem prawdziwym artystą jest twórca, którego dzieła budzą niekłamany zachwyt i przetrwają po jego śmierci (a są tacy wśród fotografów, również polskich). Bywa również, że artysta tak naprawdę zostanie doceniony dopiero po śmierci. Artysta, to również twórca, który inspiruje, chociaż niekoniecznie musi uczyć innych (często jest odwrotnie − nauczyciel rzemieślnik uczy przyszłego artystę). Zastanawiam się czy artysta musi być nowatorski? Myślę, że może ale nie musi. W fotografii przyrodniczej znam zaledwie kilku, może kilkunastu prawdziwych artystów nowatorów. Dla mnie największym w przeszłości był Ansel Adams, a współczesnym jest Vincent Munier.

    Podsumowanie
    Przyjmuję, że są: Wielcy Artyści, Artyści, artyści, „artyści” i być może jacyś jeszcze nastawieni artystycznie. Mimo wielkiej życzliwości Piotra nie należę nawet do trzeciej kategorii, a Boże broń mnie przed „artystą”. Stworzyłem też prywatną kategorię „nibyartystów”, czyli takich na użytek wewnętrzny, czyli „dla siebie”.
    Oczywiście, że jest bardzo mi przyjemnie, jeżeli moje zdjęcie podoba się jeszcze komuś (tak ma przecież każdy z nas), ale nie uważam, że powinno się podobać. Dlaczego? Bo mi też nie podoba się wiele zdjęć fotografów o znaczących nazwiskach, nawet wydających albumy i piszących książki.

    1. Kto uprawia sztukę? Kto właściwie jest artystą? Odpowiedź wcale nie jest łatwa.

      Ja jestem przywiązany do mojej definicji – tworem artystycznym jest to, co jest tworzone w celu uzyskania efektu estetycznego. Co oczywiście nie znaczy, że każda fotografia artystyczna będzie wybitna, wielka czy warta zachowania dla potomności. Jeśli ktoś fotografuje nie na pamiątkę, nie dla dokumentacji, nie dla doraźnej prezentacji, to przynajmniej próbuje stworzyć fotografię artystyczną. Czy mu to wychodzi – to osobna kwestia. I owszem, to przeważnie fotografia artystyczna przez małe „a”.
      I myślę, Aleksandrze, że jednak tworzysz fotografię artystyczną, nawet jeśli się z tym nie zgadzasz. Może nie zawsze, ale jednak tworzysz.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *