Czas na fotografię

W znanej anegdocie ktoś na wystawie zapytał fotografa, jak długo robił pewne zdjęcie. Odpowiedź brzmiała: 30 lat i 1/30 sekundy. To właściwie mogłoby zaczynać i kończyć ten wpis, bo zawiera najważniejsze przesłanie: zdjęcie, które robisz dzisiaj, to suma wszystkich zdjęć, nad którymi pracowałeś kiedykolwiek. A nawet więcej – zdjęcie to także efekt wszystkich zdjęć, które chciałeś zrobić, choć nie zrobiłeś; wszystkich, które obejrzałeś; wszystkich, które sobie wymyśliłeś. Nieco modyfikując przytoczoną anegdotę, można zapytać, ile potrzeba czasu, żeby zrobić dobre zdjęcie? Znany przepis mówi: „f/8 i stań, gdzie trzeba”, ale chyba jest trochę uproszczony, bo skąd wiedzieć, gdzie trzeba stanąć i kiedy? Po 30 latach praktyki już się to wie…

Przywołując analogie z innych dziedzin – nie jest raczej odkryciem, że jeśli poświęca się w tygodniu kilka razy godzinę czy dwie na bieganie, to po paru latach biega się lepiej, niż gdyby się ograniczyć do sportu telewizyjno-kanapowego. Niekoniecznie zostanie się w ten sposób mistrzem czegokolwiek, niekoniecznie uzyskiwane wyniki komukolwiek zaimponują, ale tyle z pewnością się uzyska: będzie się w danej dziedzinie lepszym, niż gdyby się nie poświęcało jej czasu.

Pytanie na dzisiaj (postawione zresztą nie przeze mnie, a przez Marcina w dyskusji dwa wpisy niżej) brzmi: czy można skrócić, odpuścić lub jakoś sprytnie skompresować te 30 lat pracy nad zdjęciem i ograniczyć się do 1/30 sekundy?

  1. No po prostu manipulacja! Nie 1/30 sekundy, ale powiedzmy 10 minut i 1/30 sekundy. Do tego 5, 10 czy 15 lat praktyki – pstrykania, oglądania, rozmawiania.

    Ile czasu potrzeba, żeby zrobić zdjęcie jak wyżej? Trzeba być w odpowiednim miejscu. Ale gdy już się tam jest, to zauważmy kopułę Hali Stulecia, w ułamku sekundy dostrzegamy potencjał, drapiemy się po brodzie lub głowie, chwilę szukamy kadru na sucho, rozkładamy statyw, potwierdzamy kadr w wizjerze i… czekamy 8 sekund. Ew. powtarzamy kilka razy z różnymi ujęciami. W 10 minutach, maks. 20 chyba się zmieścimy?

    1. No po prostu manipulacja!
      Marcinie, ale co jest manipulacją? 🙂

      Nie 1/30 sekundy, ale powiedzmy 10 minut i 1/30 sekundy. Do tego 5, 10 czy 15 lat praktyki – pstrykania, oglądania, rozmawiania.
      Generalnie zgoda, choć w tym przypadku chyba musiałbym mieszkać na Iglicy, żeby zdążyć się wyrobić z całą sesją w 10 minut. Raczej 4 godziny i 4 sekundy (dojazd 40 minut, na miejscu 2 godziny, powrót 40 minut, zgranie, selekcja, wywołanie).

      Co mniej więcej odpowiada czasowi, jaki jest potrzebny na zrobienie zdjęcia krajobrazowego (dostać się we właściwe miejsce, wybrać kadr, poczekać na światło, pstryknąć, wrócić, wywołać).

      W obu przypadkach (Hali i krajobrazu) pomijamy kwestię wcześniejszego rozpoznania – żeby pojechać we właściwe miejsce, a jak już się dojedzie, to nie być zaskoczonym tym, co widać albo nie widać (nawiasem – w Hali spora część ludzi miała aparaty, ale nie miała statywu, a parametry dla tej kopuły to mniej więcej 5-10 sekund przy ISO 100 i f/8).

      No to już mamy parę godzin czasu bezpośrednio poświęconego na uzyskanie danego zdjęcia i co najmniej drugie tyle na przygotowania.
      Doliczmy jeszcze uczenie się własnych błędach – czyli wszystkie wypady, gdy jednak okolica nie była tak obiecująca, światło nie tak fajne, jak miało być, a pomysły niekoniecznie tak odkrywcze itp.
      Może doliczmy też czas poświęcony na rozgryzienie co aparat robi, gdy sobie różne rzeczy mierzy, a także co potem da się z tym zrobić na komputerze i jak się do tego zabrać?

      To jak? Trzeba to wszystko doliczać? Czy znowu jakieś manipulacje uprawia? 🙂

      1. Dobrze, jeśli dodamy dojazd, to tak to wygląda. Ale dojazd zależy od miejsca, więc jest wartością ruchomą i wiadomo, że trzeba się jakoś na miejscu znaleźć.

        Pisałem o wartości netto 🙂

        A co do kilku wizyt w oczekiwaniu na światło. Niby tak, często jednak nie – jesteś, pstrykasz co się da. Ale to już omawialiśmy.

        1. Ale dojazd zależy od miejsca, więc jest wartością ruchomą

          No tak, ale zawsze decydując się, że jedziesz robić zdjęcia, a nie na piwo, do kina, na zakupy czy nigdzie nie jechać i poleżeć przed telewizorem, poświęcasz ten czas dojazdu na to, żeby jakieś zdjęcia zrobić. Wyjątkiem jest, jeśli fotografujesz w domu albo w przydomowym ogródku, albo też fotografujesz tam, gdzie z jakiegoś innego powodu musiałbyś pojechać.

          A co do kilku wizyt w oczekiwaniu na światło. Niby tak, często jednak nie – jesteś, pstrykasz co się da.

          Ale to dotyczy każdego – Notona też 🙂 – dlatego on fotografuje nie tylko na drugim końcu świata, ale też blisko domu. No, względnie blisko 🙂

    1. jakiś niezindentyfikowany error tej ramki po prawej – spróbuj zagłosować tę ankietę pod notką, powinno być ok.

      1. Z pytaniem. Zaczęłam się zastanawiać, czy chodzi o jedno zdjęcie ( to tak w związku z tekstem), o samo naciśniecie, czy z postprodukcją, czy z przygotowaniami typu czytanie dfv:), czy o wszystkie zdjęcia w tygodniu czy tak 'ogólnie’ a więc baaardzo szeroko pojmowaną fotografię. Otrzymywałam różne czasy 🙂

        1. No ja przez „czas poświęcony na fotografię” rozumiem cały poświęcony czas – także ten, jak się siedzi i myśli, jakie zdjęcie chce się zrobić i jak. Także – jak się ogląda krytycznie i inspiracjogennie cudze zdjęcia (w odróżnieniu od oglądania czegokolwiek bezmyślnie 🙂 ).

    1. Z zainteresowaniem patrzę, jak się zmienia mój punkt widzenia. Nie tak dawno wybrałabym kopułę A. Zajączkowskiego, dziś lurnek1.

  2. Ja już dawno przestałam liczyć czas poświęcany na fotografię. Praktycznie od 5 lat żyję fotografią i nawet jeśli nie fotografuję, to myślę o kadrach, inspiruję się czytając książki tuzów fotografii, a na ulicy rozglądam się dookoła wyobrażając sobie jak by to, co widzę wyglądało w kadrze. Swoje plany życiowe również podporządkowuję fotografii. I nie mam sentymentów. Jeśli coś koliduje z moją wizją, rezygnuję i wybieram bardziej odpowiadającą mi opcję.

  3. Ja źle zrozumiałem i źle odpowiedziałem. Zrozumiałem jako ile czasu tygodniowo poświęcam na fotografię, w sensie na zdjęcia, więc max 15 min., bo ile tematów w domu można szukać. Poza tym znudziło mi się to już i przeciętne zdjęcie z dworu cieszy mnie bardziej jak bdb z domu.
    A jeśli chodzi o fotografię w sensie ogół, to różnie. Czasem te max 15 min., a nawet mniej, bo najzwyczajniej w świecie mam złe dni, albo „Łącznie mniej niż doba” – np. nie tak dawno przez 8-10 godzin oceniałem zdjęcia na dfv, non stop, od 23-ej do rana 🙂
    A gdyby tak policzyć sam fakt siedzenia na dfv, to wyszłoby, że w tygodniu poświęcam 4 doby na fotografię 😉 Zależy jak liczyć.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *