Wybraliśmy się pofotografować światła samochodów o zmierzchu. Potrzebna jest oczywiście do tego ruchliwa ulica: trzy pasy w każdą stronę plus torowisko tramwajowe to w sam raz. Tym bardziej, że górą biegnie mostek – kładka dla pieszych, co daje dobrą dla takich ujęć perspektywę. No więc ustawiliśmy się na kładce nad ulicą, filtr szary na obiektyw i łapiemy przejeżdżające auta. Czasy: im dłużej, tym więcej będzie smug, więc dłuuugie. Stanęło na dwóch minutach (filtr pomógł).
Ale to tylko kładka, nie skała. Przejazd tramwaju każdorazowo wprawiał ją w drgania, które na szczęście dość szybko się wytłumiały. Parę sekund przy tak długim naświetlaniu nie rozmydli sceny, tyle tylko, że smugi przejeżdżających w tym momencie samochodów robią się takie jakby rozedrgane. Na małym obrazku tego nie widać, ale gdyby go powiększyć, okazałoby się, że promienie światła wyglądają miejscami jak poskręcane wełniane nitki. Czy to przeszkadza? Nie bardzo.
Zauważyliśmy przy okazji ewidentny postęp techniki: nowe tramwaje trzęsą wyraźnie mniej niż stare. Im starszy tramwaj, tym cięższy jego stukot i tym bardziej drga mostek. Ale jest coś jeszcze cięższego od starego tramwaju…
Aparat robi swoją (kolejną) dwuminutową ekspozycję, a tu nagle mostek zaczyna nie tyle drgać, co prawie że tańczyć. Rozglądamy się, zdziwieni – w pobliżu nie ma akurat żadnego tramwaju ani nawet ciężarówki. Hej, nie jesteśmy przecież na terenie sejsmicznym! Sekundę później zobaczyliśmy chłopaka, który trenując jogging, wbiegł właśnie na kładkę.
To jedno zdjęcie było naprawdę poruszone.