biblioteka w Markt Sankt Florian

C.K. Fotowyprawa u Franciszka Józefa

Dzisiaj C.K. fotowyprawowicze mieli okazję spotkać Jego Cesarską Wysokość. Wizyta odbyła się w klasztorze Markt Sankt Florian, a konkretnie w jego bibliotece. Cóż to była za biblioteka! 150 tysięcy woluminów, z czego prawie jedna trzecia zgromadzona w jednej wielkiej sali, wypełnionej książkami od podłogi po pokryty freskami sufit. Długie szeregi grzbietów, z których sporo kryje starodruki, a oprócz tego rzeźbione drewno szaf i balustrad, schodki i drzwi, które zapewne byłyby ukryte, gdyby nie były akurat otwarte. To było niezłe ćwiczenie z koncentracji i opanowania: pozbierać szczękę z podłogi, wziąć głęboki oddech i zająć się starannym kadrowaniem, podczas gdy czterdzieści pięć tysięcy ksiąg patrzyło na nas z góry. Patrzył też Franciszek Józef, widoczny na powyższym zdjęciu. Mało podobny do siebie, bo był wtedy jeszcze młody.

biblioteka w Markt Sankt Florian

  1. Pięknie. Aż żal, że za 150 lat turyści przyjdą do współczesnej biblioteki i zrobią zdjęcie pendriva mieszczącego 200 tys. książek.

  2. Te książki są digitalizowane, jak z dumą powiedziała pani przewodnik (która w przypadku naszej grupy grała raczej rolę pani otwierającej drzwi). Przy całym uroku zbiorów papierowych książek, który nas niemal dosłownie rzucił na kolana (i do statywów), digitalizacja ma swoje plusy: pozwala wielu ludziom czytać stare księgi bez narażania ich na zniszczenie.
    Jestem zresztą przekonana, że papier przetrwa. Nie do drukowania czytadeł, bo te równie dobrze sprawdzają się na czytnikach, ale do wydawania książek ładnych.

  3. Myślę, że za 150 lat turyści przyjdą do tej samej biblioteki i tak samo im opadną szczęki, choć pani przewodnik będzie musiała najpierw wytłumaczyć, co to są te dziwne przedmioty na półkach. Niemniej niezależnie od praktyczności książek, biblioteka będzie robić wrażenie.

  4. Nie miałem na myśli tej biblioteki, tylko „bibliotekę”, która dopiero powstanie z książek nigdy nie wydrukowanych. To co jest już nie zniknie. Uwielbiam papier, jak wchodzę do takich świątyń to wchłaniam wszystko nawet zapach (choć to podobno tak pachną kurz i grzyby).

    1. Może książek niewydrukowanych nie warto drukować? Papier pachnie różnie, a po -nastu latach rzadko kiedy jest to zapach przynajmniej neutralny. Zresztą nie sądzę, żeby wiele z dzisiaj drukowanych książek dotrwało do końca XXI wieku.
      A wracając do fotografii, to papier stanowi poważne ograniczenie. Owszem, jeśli byłaby to kreda drukowana z użyciem Pantone, to pokazać można wszystko, z subtelnościami niebieskich odcieni włącznie, ale na tym, na czym się dzisiaj drukuje trudno pokazać cokolwiek precyzyjnie, szczególnie przy ograniczeniach CMYK-a. Dobry album, starannie przygotowany na wysokiej jakości papierze – poproszę. Ale całą resztę wolę w formie elektronicznej. Można sobie tablet poperfumować zapachem papieru.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *