… złe też”. To słowa Williama Egglestona, a sądząc po jego twórczości, pan Eggleston dobrze wie, co mówi. Dziecięcy rowerek, żarówka u sufitu, wiatraczek, plastikowe figurki, pół witryny sklepowej, fortepian albo telewizor na tle zasłon. Cokolwiek. Dobre zdjęcie… albo złe. To nie zależy od motywu, modela, miejsca. Zależy od fotografa, jego podejścia, umiejętności patrzenia i komponowania. Nie trzeba szukać nadzwyczajnych motywów, żeby zdjęcie było dobre. Jeśli się dobrze przyjrzeć otaczającej rzeczywistości, okaże się, że wystarczy parę drzew, trochę kamieni, kupa piachu. Wystarczy popatrzeć na nie pod odpowiednim kątem, znaleźć piękno i je pokazać. Tylko tyle, aż tyle.
Niestety, złe zdjęcia też można zrobić na podstawie czegokolwiek. Plastikowych figurek, wiatraczka, żarówki albo… niesamowitego pejzażu, unikatowej architektury, egzotycznych roślin, wyjątkowych formacji skalnych. Sformułowana dowcipnie przez Egglestona reguła niezależności fotografii od obiektu działa bowiem w obie strony, niestety. Wszędzie da się skopać zdjęcie.
Nie wystarczy zachwycić się pejzażem, żeby ten zachwyt został przeniesiony na fotografię i był na niej widoczny. Nie wystarczy pojechać w piękne miejsce, żeby zdjęcia były piękne. Trzeba się jeszcze nad nimi zastanowić. Wczuć się, przyjrzeć, zauważyć nie tylko ogólną urodę, ale też konkretne detale. Dać sobie czas na zakomponowanie i pierwszego planu, i tła. Na zastanowienie się, co pomaga, a co być może przeszkadza w przekazaniu wrażenia. A przede wszystkim: co tak naprawdę, który kawałek, jaka cecha tego, co widać, sprawia, że aparat został podniesiony do oka? Co mi się tu spodobało – to bardzo, bardzo ważne pytanie w fotografii. Odpowiedź „wszystko” nie jest dobra.