Fotografowanie to hobby, rozrywka, przyjemne spędzanie czasu. Jasna sprawa! Mimo to jednak, będę dzisiaj namawiać do koncentracji w trakcie plenerów. I do koncentrowania kadrów na tym, co w nich najważniejsze.
Oczywiście, podstawową kwestią jest ustalenie, co jest w danym kadrze najważniejsze. I najtrudniejszą. Niestety. Bo bywa z tym różnie: czasem najważniejsze jest uchwycenie momentu, gdy światło ślizga się po krawędziach, rzeźbiąc przestrzeń. A bywa, że najważniejszy jest, wręcz przeciwnie, kształt majaczący we mgle. Albo czyjaś mina, albo… to, że kształt drzewa, które mamy przed sobą, właśnie pięknie się zgrał z ludzką sylwetką: fotografem-przeszkadzajką, który niebacznie wpakował się w kadr.
Na górze zdjęcie nieprzycinane: drzewo w całej swej okazałości i rozciągłości, wyciągające konary-ramiona jakby w geście dziwacznej gimnastyki entów. Gdy się przyjrzeć, coś wystaje z wydmy za nim, ale grają tu przede wszystkim: kształt konarów, ich wyrazista chropowatość, barwy nieba i ziemi.
A teraz wersja przycięta: skoncentrowana na drzewie obejmującym człowieka. Albo pochłaniającym? W tym ujęciu, fotograf skupiony na czymś poza kadrem – bo jest odwrócony w drugą stronę – jest otoczony gałęziami podstępnego drzewa, które go zaszło od tyłu, otacza i zaraz zamknie uścisk swoich gruzłowatych konarów. Jest pięknie, ale i trochę straszno.
Tak, drzewo jest w tym kadrze przycięte, i to mocno. Owszem, gałęzie dochodzą do krawędzi – ze wszystkich stron. Pień nie ma z czego wyrastać, bo pod nim jest pustka krawędzi kadru. Nie szkodzi. Nie ma przepisów mówiących, że drzewa muszą się mieścić w kadrze w całości. Warto się skoncentrować na najbardziej znaczących elementach – nawet jeśli oznacza to ostre cięcia.
P.S. Dodam jeszcze, że zdjęcie to występuje również we wczorajszym filmie o krajobrazach, choć w trochę innej roli.