Dyskusje na temat tego, co jest prawdziwą fotografią i gdzie jest granica, za którą fotografia się definitywnie kończy, były, są i będą. I niezmiennie są zabawne. Ostatnio włączyła się tutaj Leica, która swój pozbawiony tylnego wyświetlacza dalmierzowiec M-D reklamuje hasłem „Fotografia w najczystszej postaci” (a także hasłem „Step back to the future”, które jednak w polskiej wersji jest już mniej zen i brzmi (zapewne nieintencjonalnie) racjonalnie: „Krok wstecz do przeszłości”). Brak możliwości podglądu wykonanego zdjęcia (a także np. sprawdzenia, ile jeszcze zostało miejsca na karcie pamięci) to ma być ta „esencja fotografii”? W kategorii ortodoksji i radykalizmu to żadna esencja, a ledwo roztwór homeopatyczny. Adama Fussa rozbawiłoby to do łez. Kim jest Adam Fuss? Fotografem, który twierdzi, że każdy obiektyw to już manipulacja obrazem i „kiedy tylko używasz obiektywu, reinterpretujesz świat zewnętrzny” („As soon as you have a lens, you’re reinterpreting the outside world.”). Zwolennik fotografii otworkowej, myślicie? Ależ skąd! Aparat także uznaje za manipulację rzeczywistością.
Eeee, to czym robić zdjęcia?
Adam Fuss: „Za czystą fotografię uważam fotogram” („I do see the photogram as pure photography”).
Fotogram to zdjęcie powstałe poprzez zbliżenie przedmiotu bezpośrednio do materiału światłoczułego – bez pośrednictwa aparatu i optyki. Możecie zobaczyć, jakie fotogramy pokazuje gugiel. Prawda, że interesujące? No i z pewnością trudno zrobić choć krok w stronę czystszej, bardziej ortodoksyjnej fotografii. Leica ma jeszcze sporo do usunięcia ze swoich aparatów – właściwie to sama czerwona kropka wystarczy.
Jeśli ktoś Wam kiedyś zarzuci, że to, co robicie, to nie jest prawdziwa fotografia, bo… i tutaj padnie kolejna definicja prawdziwej fotografii, to zawsze możecie swojego rozmówcę przelicytować Adamem Fussem. A jego już nie da się niczym przebić.
Oba zdjęcia z Islandii. Zdecydowanie są manipulacją i reinterpretacją.