Słońce ukryte na dębie

O ciekawości świata tego

„Zainteresowanie zmieniającymi się porami roku jest szczęśliwszym stanem umysłu niż beznadziejne zakochanie w wiośnie”, napisał George Santayana. Do wiosny daleko, na świecie szaro (a w każdym razie Wrocław nie widzi ani śniegu, ani pączków na drzewach), więc warto się nad tą mądrością pochylić. Także fotograficznie.

Słońce ukryte na dębie

Nie ma światła? No przecież całkiem ciemno nie jest, więc jakieś światło być musi. Czasem nawet jest całkiem ładne, a nawet jeśli nie, to i tak zawsze da się jakiś kadr wykroić… pod warunkiem oczywiście, że patrzymy na to, co faktycznie jest, a nie oczekujemy od każdego krajobrazu, że będzie kolorowy i wesoły. Istotne jest, żeby patrzeć na rzeczywiście istniejący świat, a nie na ten, który by istniał, gdyby cośtam. Na przykład: gdyby była lepsza pogoda. Oglądajmy rzeczy w takiej aurze, jaka właśnie panuje. Nie w takiej, jakiej byśmy chcieli.

To nie jest tylko kwestia nastawienia, ale też rzecz praktyczna. Inaczej się kadruje, gdy nie ma się wobec świata zastanego jakichś nierealistycznych oczekiwań. Światło nie rzeźbi kadru? No to kadrujemy tak, żeby zawartość kadru (tego, który naprawdę powstanie) mówiła sama za siebie. Niebo się wypala? No to może fotografujmy tak, żeby go w kadrze nie było? Albo tak, żeby to właśnie niebo z jakimś konturem na pierwszym planie było bohaterem ujęcia? Scena ma słaby kontrast? No to trzeba znaleźć taki jej wycinek, który w tych warunkach wygląda dobrze. Albo: który ma na tyle wyraziste kontury, że nie potrzebuje dodatkowego oświetlenia do ich wyrzeźbienia.

Zdjęcia wychodzą lepiej, gdy się fotografuje to, co faktycznie widać, a nie to, co by się chciało zobaczyć. I nie trzeba z nimi czekać do wiosny. Wystarczy się rozejrzeć po świecie takim, jaki jest.