Na Stawach Milickich – polowanie z podejścia
Są dwie metody fotografowania dzikich zwierząt: ukryć się i czekać lub ostrożnie i powoli podchodzić. Tę drugą przećwiczyliśmy na warsztatach zrealizowanych wspólnie z Grzegorzem Bobrowiczem na Stawach Milickich w Dolinie Baryczy.
Krążąc między Stawami
Połowa października to czas, gdy ptaki wędrowne zbierają się do odlotu do ciepłych krajów. Jednym z miejsc, gdzie się gromadzą, są Stawy Milickie na Dolnym Śląsku. To miejsce i ten czas wybraliśmy na warsztaty fotograficzne. Swoim doświadczeniem wspomagał nas Grzegorz Bobrowicz, a nieocenioną pomoc zaoferowały władze gminy Milicz oraz Stawy Milickie SA. A pomocy potrzebowaliśmy…
Nasz plan zakładał zachowanie pełnej mobilności, abyśmy mogli pojawić się tam, gdzie będą się zbierały ptaki. Nie sposób tego przewidzieć zawczasu, choć Grzegorz, dzięki swojemu doświadczeniu, był w stanie całkiem trafnie wskazać najbardziej prawdopodobne stawy. To miało więc być proste: gdy Grzegorz ustali, gdzie są największe skupiska ptaków, udajemy się tam i fotografujemy. Było tylko jedno, wcale nie takie małe „ale”: nie wolno ot, tak sobie chodzić po Stawach Milickich.
Rezerwat, kłusownicy i strażnicy
Stawy w Dolinie Baryczy są wielką atrakcją turystyczną, ale też obszarem pod specjalnym nadzorem. Część tego obszaru to ścisły rezerwat przyrody, do którego można wejść tylko za zgodą Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Inne akweny z kolei należą do spółki Stawy Milickie SA i są to stawy hodowlane, skąd pochodzą najsmaczniejsze karpie, jesiotry, sumy i szczupaki. Tu również nie wolno wchodzić bez pozwolenia, tym razem z powodu walki z kłusownictwem. Z obu powodów naruszenie zakazu grozi spotkaniem ze strażnikami, którzy w najlepszym razie wyproszą, a w mniej dobrym – wlepią mandat, a potem wyproszą. Fotografowie amatorzy, którzy nie zdobędą zezwoleń RDOŚ, mogą legalnie robić zdjęcia ptaków ze specjalnie wybudowanych czatowni, wieży do obserwacji ptaków w Grabownicy albo z trasy turystycznej na grobli między Stawnem a Nowym Grodziskiem. Mogą się również wybrać na objazdowe fotosafari, organizowane przez Stawy Milickie w Rudzie Sułowskiej, i bryczką dostać na teren ścisłego rezerwatu (więcej informacji na: www.milicz.pl i www.stawymilickie.pl). Nie da się jednak ukryć, że dostępne formy zwiedzania stawów nie dają swobody w wyborze miejsca, gdzie się fotografuje. I dlatego potrzebowaliśmy wsparcia.
Dzięki wsparciu władz Milicza oraz życzliwemu nastawieniu Stawów Milickich SA udało nam się uzyskać zgodę RDOŚ-u na wejście do rezerwatu, a dodatkowo dostaliśmy nie tylko prawo chodzenia wokół stawów hodowlanych, ale także informację, gdzie będą robione odłowy, co zawsze przyciąga stada ptaków.
56 bielików i haczyk
Jak bardzo spuszczanie wody ze stawów hodowlanych przyciąga ptaki? Taka ptasia stołówka, z rybami serwowanymi w płytkich kałużach, potrafi ściągnąć setki czapli, żurawi i kormoranów, a liczebność mew szła zapewne już w tysiące. W pewnym momencie w zasięgu wzroku było 56 bielików, a bez problemu na jednym zdjęciu dało się ich zmieścić kilkanaście. Setki wspaniałych ptaków w zasięgu wzroku – to brzmi jak raj fotołowcy. Gdzieś musi być haczyk, prawda?
No cóż, haczyk jest – ptaków jest mnóstwo, ale trzymają się w bezpiecznej odległości od ludzi z aparatami. Jaka odległość jest bezpieczna, to zależy od gatunku: mewy prawie obijają się skrzydłami o osłony przeciwsłoneczne na obiektywach, a bieliki odsuwają się co najmniej na kilkadziesiąt metrów od najbliższego człowieka. Pozostałe gatunki pod względem ostrożności plasują się pomiędzy tymi wartościami. Może zaskakiwać, że najsilniejszy ptak jest jednocześnie najbardziej płochliwy, niemniej trzeba pogodzić się z faktem, że na ciasne portrety bielika szanse są nieduże. Co nie znaczy, że nie ma szans na ciekawe zdjęcia.
Zalety mobilności
Metoda „na podejście” ma ograniczenia, ale ma też i zalety. Najbardziej oczywistym atutem jest mobilność – można być tam, gdzie zwierzęta się zbierają, ale też przemieszczać się wraz z ruchem słońca, aby zawsze mieć światło z optymalnego kierunku. To szczególnie praktyczne przy fotografowaniu stad ptaków na jeziorach – można je obchodzić dookoła, dostosowując się do warunków oświetleniowych, ale też po prostu ustawiać się na brzegu, bliżej którego ptaki się zbierają.
Nie mniejszą zaletą jest swoboda kadrowania. Siedząc w czatowni jesteśmy w sytuacji średniowiecznego rycerza w pełnej zbroi – mamy wąski wizjer, przez który patrzymy tylko na wprost. Jest nawet gorzej – rycerz mógł się obrócić, a my nie obrócimy czatowni, więc wydarzenia, które rozgrywają się z boku, tyłu czy u góry pozostaną dla nas nieosiągalne.
I jeszcze jeden atut, może nie taki oczywisty na pierwszy rzut oka, ale docenią go ci, którzy musieli siedzieć w czatowni przez kilkanaście godzin: tutaj możesz w każdej chwili przerwać sesję i po prostu iść do domu. Mróz, głód i potrzeby fizjologiczne nie są torturą dla spacerowicza, tymczasem z czatowni nie można wyjść w dowolnym momencie, bo to spłoszyłoby ptaki i zdemaskowało kryjówkę – a niektóre gatunki są pamiętliwe!
Ptaki w locie
Na jakie kadry można liczyć podczas takich spacerów? Zapewne najbardziej efektowne to ptaki w locie. Choć bieliki trzymały się od nas na dystans, gdy siedziały, to w locie były już odważniejsze i kilkukrotnie przelatywały nam nad głowami w zasięgu teleobiektywu. Powyżej można zobaczyć jedno z takich zdjęć wykonane ogniskową 400 mm (na aparacie z matrycą APS-C) i prawie nieprzycinane. Takich okazji było więcej, a ułatwieniem była nie tylko możliwość podniesienia obiektywu do góry, ale też rozglądania się wokół, dzięki czemu można było z wyprzedzeniem dostrzec nadlatujące ptaki.
Kolejna atrakcja, z której skorzystaliśmy podczas pobytu na Stawach Milickich, to poranne przeloty żurawi. Dzięki temu, że Grzegorz Bobrowicz znał zwyczaje tych ptaków, przed świtem ustawiliśmy się w miejscu, nad którym przelatywały ich dziesiątki. Nie trzeba było się ukrywać ani maskować. Cała zabawa polegała na szybkim znajdowaniu i komponowaniu przelatujących stad w atrakcyjne wzory.
Stada mew, ale też czasem gęsi, żurawi i czapli stwarzały z kolei okazję do niemal abstrakcyjnych kompozycji geometrycznych, gdy dziesiątki ptaków w locie tworzyły gęstą fakturę. W powietrzu sporo się działo, więc możliwość swobodnej zmiany pozycji i fotografowania w dowolną stronę była istotnym atutem.
Zwierzę w pejzażu, pejzaż ze zwierzętami
Fotografowanie jednocześnie krajobrazów i ptaków to kolejna możliwość, jaka stała przed nami otworem. Wielu fotoamatorów nie docenia takich ujęć, bo wydaje im się, że wartościowe są tylko ciasne portrety zwierząt. Choć bez wątpienia są one atrakcyjne, to przedstawiciele każdego gatunku zostali w ten sposób uwiecznieni setki czy nawet tysiące razy i trudno tutaj wymyślić coś nowego, zwłaszcza że tego typu fotografie można robić w zoo. Co więcej, ciasne portrety nie pokazują środowiska, w jakim zwierzęta żyją, nie prezentują kontekstu i ani nie dostarczają dodatkowych informacji o ich zachowaniach i zwyczajach.
Jeśli przestaniemy kurczowo trzymać się klasyfikacji na fotografie zwierząt i krajobrazy, to zobaczymy, jakie możliwości niesie połączenie na jednym zdjęciu obu tych tematów. Możemy całkiem klasycznie poszukać atrakcyjnej scenerii w dobrym świetle, a sylwetki zwierząt potraktować jako dodatkowe elementy, które pozwolą czy to znaleźć mocne punkty do budowy kompozycji, czy też wzbogacić kadr o dodatkowe linie czy faktury.
Co istotne, realizacja takich pomysłów jest prostsza niż typowe portrety – nie trzeba być blisko, nie jest niezbędne posiadanie zabójczo drogich superteleobiektywów. Znacznie istotniejsze jest, aby mieć dobry pomysł i umieć znaleźć się w miejscu właściwym dla jego realizacji.
Nie musisz być blisko, nie potrzebujesz superteleobiektywu
Pojedyncza sylwetka, nawet dość niewielka w kadrze, wystarczy, aby użyć jej do stworzenia mocnego punktu. Stado, nawet odległe, to kolejna barwna plama, którą można uzupełnić kompozycję. Zrywająca się do lotu chmura mew doda dynamiki statycznemu pejzażowi. Nie trzeba być blisko, nie trzeba drogiego sprzętu.
Prezent od wydawnictwa Galaktyka
Każdy z uczestników warsztatów (a także osoby je prowadzące 🙂 ) otrzymał od wydawnictwa Galaktyka egzemplarz książki Tima Birkheada „Sekrety ptaków. Fascynujący świat ptasich zmysłów”. Książka okazała się przerażająca! Zmysły ptaków, a szczególnie wzrok, są tak czułe, że nie mieliśmy żadnych szans! 😉
I jeszcze wspólne zdjęcie uczestników fotowarsztatów w Dolinie Baryczy: