Nasza ósma fotowyprawa do Toskanii zaczęła się bardzo interesująco. Jeszcze w Bolonii, czyli na pierwszym, rozgrzewkowym plenerze po długiej podróży, nic nie wskazywało, że będzie inaczej niż zwykle. Dojeżdżając jednak do hotelu w Chianciano Terme kilka razy przejeżdżaliśmy przez ulewę, co nie jest typową wrześniową pogodą. Padało także wieczorem, ale pierwszy poranny plener, czyli sesja nad willą Belvedere, był bezdeszczowy, aczkolwiek solidnie (choć nieprzesadnie) mglisty. Sesje w Pienzy oraz w klasztorze Monte Oliveto Maggiore również przebiegły gładko. Za to wieczorny plener pod cyprysami był jedyny w swoim rodzaju.

Cyprysy o zachodzie, Toskania

Gdy dojeżdżaliśmy pod cyprysy, trochę padało, ale szybko przestało. Później znowu chwilę kropiło, a po rozjaśnieniu… nastąpiło oberwanie chmury. Oberwanie chmury nie kolidowało jednak wcale z przejaśnieniem – ci uczestnicy fotowyprawy, którzy nie uciekli do autobusu, fotografowali w strumieniach wody i ostrym, bocznym słońcu jednocześnie. Warunki były, oględnie mówiąc, nietypowe. Fotografowanie najbardziej utrudniał nie sam deszcz, ale fakt, że padał lekko skośnie od strony słońca, przez co akurat w tę stronę trudno było skierować obiektyw tak, aby przednia soczewka nie pokryła się kroplami wody. Nawet głębokie osłony przeciwsłoneczne niezbyt pomagały, bo krople wody odbijały się od wnętrza osłon i tworzyły flarogenne plamy na przednich soczewkach obiektywów.

Dziewczyna w deszczu, Toskania

Na kilka minut przed zachodem słońca przestało lać, a ostatnim chwilom dnia towarzyszyły wściekle kolorowe obłoki. Drugi dzień fotowyprawy nie uszedł nam na sucho. A niektórzy deszczu się nie zlękli.

PS. Na wtorkowy wieczór można sobie przygotować lampkę wina i zerknąć na dfv.pl. I mamy nadzieję, że będzie tam coś widać. 🙂