Stojąc w jeziorze, Szkocja

Niedoceniane wyposażenie fotografa

Najważniejszym wyposażeniem, które bardzo często decyduje o udanym zdjęciu pejzażowym jest… nie, wcale nie aparat. Obiektyw też nie. Nawet nie statyw. A co? Ubranie. Tak po prostu. Na zdjęciach go nie widać, ale na nie wpływa. Decyduje, czy jeszcze będzie nam się chciało w ogóle złapać za aparat (bo na przykład leje i wnętrze aparatu jest ostatnim suchym miejscem – a przynajmniej taką mamy nadzieję). Ubranie wpływa na kreatywność – zwłaszcza gdy jest zimno, to kreatywność potrafi zamarznąć pierwsza. Nawet nie to, że człowiek już się całkiem poddaje, ale trzęsąc się z zimna, nie wpada na oryginalne pomysły (nie mylić z oryginalnymi wymówkami „dlaczego już wracam z pleneru”). Nie muszą być nawet wcale jakieś syberyjskie mrozy – wystarczy kilkanaście stopni na plusie i silny wiatr, żeby zbliżający się zachód słońca przegrał z perspektywą gorącej herbaty.

Stojąc w jeziorze, Szkocja

Nie chodzi zresztą tylko o ochronę przed wiatrem, deszczem i zimnem. Jak nie masz kaloszy czy woderów, to nie wleziesz do jeziora i nie przejdziesz przez strumień, a w efekcie nie postawisz statywu w miejscach, które być może pozwolą uzyskać nowe spojrzenie na znane miejsca.

Odporność i kondycja też mają znaczenie. Jeśli pod koniec dnia już się nie chce kombinować, próbować, sprawdzać nowe pomysły, to po prostu nie wykorzystuje się pełni swoich możliwości. Dobry ubiór, w którym nie jest za zimno ani za gorąco, wygodne buty, wodoodporne rękawiczki mogą częściowo zastąpić odporność i kondycję, wydłużając czas, gdy chce się jeszcze myśleć o kompozycji innej niż kartofle i kotlet.

Powyżej fotografia, którą Ewa zrobiła stojąc po kolana w szkockim strumieniu. Poniżej wyjątkowy rarytas – jedno z autorów bloga we własnej osobie na zdjęciu (można zgadywać, kto to) – ale ważniejsze tu są rękawiczki, których recenzja będzie w najbliższym wydaniu „Foto Plus” (chyba że uda się jeszcze zmienić nazwę).

Ciepły fotograf, Rogalin